Każda odchudzająca się kobieta, którą znam (a są ich tysiące) przynajmniej raz w życiu zjadła coś, czego na poziomie logicznym wolałaby nie zjeść. Mimo, że wiedziała, że to zaszkodzi odchudzaniu, to chęć zaspokojenia chwilowej zachcianki była silniejsza.
To najczęstsza przyczyna braku progresu w odchudzaniu. Bezpośrednim rozwalaczem odchudzania nie są:
Okoliczności i stan zdrowia mogą mieć na to pośredni wpływ. Np.
Możemy zastanawiać się jeszcze m.in. nad adaptacjami metabolicznymi, rozkładem makroskładników, suplementacją. Mnóstwo rzeczy może ułatwiać lub utrudniać odchudzanie. Jednak jeśli chcesz zrobić prawdziwy progres w odchudzaniu, nie możesz zrzucać winy za niepowodzenia na okoliczności zewnętrzne.
To znaczy możesz.
Ale od tego się nie schudnie.
W ten sposób jedynie utrwalisz przekonanie, że jesteś beznadziejnym przypadkiem, na który nic nie działa.
Zanim zaczniesz szukać przyczyny braku postępów w niuansach, kupować (nieskuteczne) spalacze tkanki tłuszczowej, wydawać setki złotych na bezpodstawnie szczegółowe badania stanu zdrowia, sprawdź podstawy: czy na pewno nie zdarza Ci się zjadać więcej, niż potrzebujesz?
1
Poznaj największą przeszkodę
Czym najczęściej się przejadasz? Co jesz nawet wtedy, gdy nie jesteś głodna? W jakich okolicznościach najczęściej zjadasz znacznie więcej, niż planowałaś?
Czym przejadałaś się w ciągu ostatnich 4 tygodni? Sprecyzuj to!
2
Wypunktuj konsekwencje
Jak się czujesz po niekontrolowanym przejadaniu? Przyznaj wprost – o ile dni wydłuży się Twoje odchudzanie przez pójście za zachcianką?
Wypunktuj bardzo konkretnie wszystkie konsekwencje w podręcznym notesie/na telefonie.
3
Nie udawaj, że nie mają znaczenia
Gdy okoliczności będą pchać Cię w ramiona tego szkodliwego nawyku, będziesz miała ochotę rzucić to wszystko w kąt – wróć do swojej notatki.
Przeczytaj ją. Najlepiej na głos, przed lustrem. Równie skuteczne, co dziwaczne.
Przypomnij sobie wszystkie te sytuacje, w których dochodziłaś do wniosku, że w sumie dwójkę robił na to pies, teraz chcę TO jeść.
Nie mówię tutaj o niskim kalibrze typu „teściowa upiekła tak pyszne ciasto, że zjadłam dwa kawałki”. Mówimy o przejedzeniu wyższej rangi. Tym, które prowadzi do bólu brzucha z kacem moralnym w pakiecie.
Jeśli nie wiesz o czym piszę, to cudnie, masz wielkiego farta!
A jeśli wiesz aż za dobrze, to, no cóż – nie jesteś z tym sama. To problem bardzo wielu odchudzających się kobiet.
Wytypuj najczęściej zjadane (przejadane) produkty i towarzyszące im okoliczności. Wszystkie te rzeczy, które postanawiasz świadomie zjeść w nadmiarze mimo że teoretycznie wiesz, że to szkodzi Twoim celom.
I właśnie dlatego chcę, żebyś miała przy sobie notatkę sporządzoną przy użyciu trzeźwego umysłu. To pomoże Ci podjąć świadomą decyzję, gdy będzie Ci się wydawało, że „teraz to nie ma dla Ciebie znaczenia, wolisz to wszystko zjeść tu i teraz i już”.
To może nie mieć znaczenia dla Ciebie w danym momencie, ale ma ogromne znaczenie dla Twojego odchudzania.
Czym wolisz się kierować przy podejmowaniu decyzji?
Jeśli zależy Ci na Twoim celu, nie możesz notorycznie go sabotować! Różne wpadki rozejdą się po kościach i fałdkach, ale przeginanie kilka razy w miesiącu dniami na kilka tysięcy kalorii może całkowicie wyzerować deficyt energetyczny wypracowany w tygodniu.
Spróbuj stawić temu czoła. Doprecyzuj najczęstszą przeszkodę w odchudzaniu. Dobitnie wypunktuj jej wszystkie konsekwencje. A gdy pojawi się kolejny pomysł, żeby pójść na łatwiznę, zamiast pokonać przeszkodę – przeczytaj to, co napisałaś. Najlepiej na głos, może nawet przed lustrem. A później odpowiedz sobie na pytanie: czy chcesz zapłacić taką cenę za zaspokojenie chwilowej zachcianki?
Uciekanie przed konsekwencjami nie sprawia, że konsekwencji nie będzie.
Spróbuj. Pewnie nie za każdym razem się uda. To nie są proste rzeczy i nie trzeba z tego powodu drzeć szat. Ale próbować trzeba! Choćby z szacunku do całej pozostałej pracy wkładanej w odchudzanie. To jedyna droga do zobaczenia jej namacalnych efektów.
Gotowe sosy w słoikach mogą być dużym ułatwieniem w codziennym gotowaniu. Opcji w marketach jest mnóstwo. Włoskie, azjatyckie, meksykańskie, polski smaki – do wyboru do koloru! Ale czy wszystkie z…
Zakupy spożywcze to nieodłączny element naszego codziennego życia. Każdy z nas ma swoje metody i nawyki, które pomagają w organizacji tego domowego obowiązku. Jednym z najczęściej stosowanych sposobów na ułatwienie…
Łosoś jest jedną z najpopularniejszych ryb na świecie, cenioną zarówno za swoje walory smakowe, jak i korzyści zdrowotne. Można go łatwo znaleźć w większości sklepów, ale często spotykamy się z…
Wieczorne podjadanie, jak i takie w ciągu dnia, to często tylko tzw. wierzchołek góry lodowej i objaw głębszych problemów. W wielu sytuacjach samo jedzenie i zaburzona relacja z nim nie…
Czy to oznacza, że jeśli jest się zdrowym i wyniki ma się w normie, to nie ma możliwości, żeby nie chudnąc, jeśli faktycznie jest się w deficycie kalorycznym, nawet niewielkim (ok.300 kcal)?
Im niższy deficyt kaloryczny, tym większe ryzyko błędu – np. przeszacowane aktywność (ruszasz się mniej, niż zaznaczyłas w kalkulatorze) i niedoszacowana ilość jedzenia (np. przez trudne do policzenia jedzenie poza domem).
Najbardziej prawdopodobną przyczyną braku redukcji przy deficycie 300 kcal jest fakt, że ten deficyt może istnieć tylko na papierze, a w praktyce trzymasz się zera kalorycznego.
Ja bym dorzuciła jeszcze to, że im mniejszy deficyt kaloryczny, tym mniejsza różnica w wadze, której można nie zauważyć z powodu naturalnych wahań wagi z uwagi chociażby na cykl miesięczny.
Brzmi rozsądnie 🙂 Wygląda na to, że czas wdrożyć więcej aktywności fizycznej, bo jestem z deficytem już blisko PPM i nie chcę ryzykować jego przekroczenia. Dzięki dziewczyny 🙂
Zawsze polecam pogłębianie deficytu aktywnością zamiast cięciem kalorii z diety – więcej korzyści 🙂
Zawsze jak o tym myślę, to nie mogę wyjść z szoku jakie to jest proste. A zazwyczaj wydaje się takie trudne ;). Ale wyprzedzanie działania rozumem jest bardzo satysfakcjonujące. Przed chwilą moją uwagę przykuła miseczka szczęścia u rodziców i pojawiła się myśl żeby coś skubnąć. Ale chwila, jadłam obiad, w lodowce czeka pyszna kolacja, nie potrzebuję teraz czekoladek, nie warto. I sukces. Za to kiedy świadomie decyduję że chcę coś zjeść, to nawet 2 pierniczki stają się mega pyszne i wystarczające (w opozycji do całej paczki, którą zjadałam kiedyś). Lubię siebie kiedy stosuję się do tego, czego uczysz :).
Dziękuję za zaufanie w takim razie! 🙂
PS. U mnie na „jestem najedzona, ale coś bym zjadła” nieźle działają herbatki owocowe :). Zawaużyłam, że nie chodzi koniecznie o jedzenie, ale o przedłużenie aktu posiłku – tego elementu błogości, odpoczynku, spokoju.
Ten artykuł to coś o mnie. W ostatnich tygodniach coraz częściej zdarzają mi się takie dni, tragedia.
Może takie proste rozwiązanie zadziała, zobaczymy. Moja lista „grzesznych produktów” jest bardzo długa 🙁
Ostatnio wszystkim jest coraz ciężej z codziennością, nie dziwię się, że trudniej o samodyscyplinę. Dobrze, że już zauważłaś problem!
Ja świadomie, robiąc w Poniedziałek zakupy, dla odmiany od innych tygodni, nie kupiłam słodkich napoi, ciastek ani czipsów, co było stałym elementem zakupów, i to w ilościach większych niż potrzeba zwyczajniej przekąski. Mam wrażenie, że to mały sukces w moich działaniach.
to jest bardzo duży sukces :). A jak mi nie wierzysz, to wejdź sobie na stronę https://www.tabele-kalorii.pl/ i pobaw się nią chwilę wpisując do kalkulatora kalorii te kilka paczek ciastek, czipsów i napoi. Zobacz ile to kalorii !