Zapraszam Cię na drugą część historii o zrzucaniu ostatnich 5 kilogramów przez moją kursantkę.
Pierwszą część znajdziesz tutaj: JAK ZRZUCIĆ OSTATNIE KILOGRAMY?
Oddaję głos Marcie, która choć jest wegetarianką – lubi rzucać mięsem. Dziś rzuci nim pięciokrotnie i raz użyje słowa seks. Językowo wrażliwych uprasza się o wyłączenie odbiorników. Czytacie na własną odpowiedzialność!
#mnieśmieszy
Grzecznie żarłam 2000 kcal, a jak byłam dalej głodna, to chrupałam niskokaloryczne warzywa, zajmowałam mózg czymś innym, piłam wodę, ewentualnie wgryzałam zęby w ścianę.
Nie oszukiwałam.
Nie mówiłam sobie, że dziś to ja już naprawdę nie dam rady, że to specjalna okazja albo że mi się to po prostu należy. Nie sięgałam też po mój ulubiony dotychczasowy wykręt: że dziś to już tam chuj, nie liczy się.
Przykro mi bejbe, liczy się.
Dasz radę, jeśli tylko naprawdę, naprawdę tego chcesz. Robisz to, bo chcesz.
Zaprzyj się jak wół. Jak tur. Jak kurwa Rocky Balboa.
Wykorzystałam wszystkie asy, jakie miałam w rękawie i Ty też tak zrób. Ciśnie Cię na Colę? Wersja zero w rozsądnej ilości Cię nie zabije. Istnieją też energetyki zero kalorii. A nawet cukierki Werthers Original bez cukru. Prażynki mają mniej kalorii niż chipsy.
Na wiele redukcyjnych problemów da się znaleźć jakiś life hack. Kombinuj dziewczyno! Patrz na dietę jak na budżet do zagospodarowania. Jeśli wiesz, że wieczorem czeka Cię impreza, oszczędzaj kalorie od rana. Tylko nie idź na imprezę głodna, bo to się źle skończy :D.
Piecz lub kupuj fit ciasta, jeśli zastępują Ci normalne. Rozkmiń sobie, jaki rozstaw posiłków najbardziej ułatwia Ci utrzymanie deficytu. Staraj się nie pić swoich kalorii, bo się nimi nie najesz, a liczą się małe skurwysyny tak samo.
Wykorzystuj produkty bardziej opłacalne kalorycznie, np. odtłuszczony ser. Wkomponuj do diety jedzenie o wysokim indeksie sytości. Wygoogluj sobie, bo warto. Zaskoczy Cię, jak się najesz prawilnym ziemniorem.
Jedz minimum 1,5 g białka na kg masy ciała, bo nic nie przedłuża sytości tak, jak białko i błonnik. Szabruj warzywa i niskokaloryczne owoce.
Albo jak Ci się nie chce kombinować, kup sobie dietę od Moniki. Osobiście nie testowałam, bo lubię sobie sama bilansować żarcie na bieżąco sama, ale laski na naszej FB grupie skarżą się na to, że porcje są tak wielkie, że ciężko je przejeść 🙂 zaiste osobliwy problem, jak na redukcję. Biedactwa moje.
Chciałabym w tym momencie zaznaczyć, że ta przerwa reklamowa nie została ani opłacona ani zalecona, a moje polecanie produktów Moniki wynika z mojego szczerego doń uwielbienia. Jestem niejako żywym, chodzącym i zadowolonym dowodem trwałej skuteczności KzO 🙂
Do zobaczenia!
Wypiłam w ciągu tych 2 miesięcy ekwiwalent połowy basenu olimpijskiego. Najskuteczniejsza była u mnie woda mocno gazowana i ciepłe herbaty owocowe.
Pro tip – lepiej działają po posiłku celem przedłużenia sytości. Do odganiania głodu już tak dobre nie są.
Wyznaczyłam sobie wyraźne granice. Postanowiłam nie jeść W OGÓLE ani kawałeczka ciasta w pracy (okazję miałam ku temu codziennie), ale pozwalać sobie na nie u rodziców lub teściów. Odmawianie wchodzi w krew.
Za pierwszym razem myślisz, że eksplodujesz, jeśli nie zjesz serniczka. Ale jakimś nadludzkim wysiłkiem się powstrzymujesz i eureka, nie wybuchasz. No patrzcie no, kto by pomyślał. Ani chybi jakieś nowe, nieodkryte jeszcze prawa fizyki.
Za drugim razem jest odrobinę prościej. Aż w końcu przestajesz myśleć o cieście w pracy jako o czymś, co Cię w ogóle dotyczy.
I mówię to ja, Fit Obżartuch!!
Jeśli myślisz, że dziś sobie pozwolisz na te chipsy i wreszcie przestaniesz mieć na nie ochotę, to błąd – nie mam na to dowodów naukowych, ale z moich obserwacji wynika, że u większości ludzi realizacja zachcianki skutkuje tylko przyspieszeniem następnej zachcianki. A właśnie odmówienie sobie sprawi, że dłużej nie będą Ci przychodzić do głowy głupoty.
Poprzedni punkt brzmiał tak restrykcyjnie, że do pełni efektu brakowało mi tylko pejcza, więc czas na dobrego policjanta: pozwalałam sobie na przyjemności wliczone w kalorykę.
Nikt jeszcze nie wytrzymał dwóch miesięcy na wyłącznie zdrowych rzeczach. Tzn ponoć tacy ludzie są, ale ja im tam nie wierzę 😀 tylko pamiętaj dobrą radę Cioci Marty, im więcej przetworzonego żarcia wciagniesz w obrębie swojej kaloryki, tym niestety większa szansa na głód wieczorem.
Zwróciłam uwagę na to kiedy popełniam największe wtopy i walczyłam o sensowne rozwiązanie. Najwięcej szabruję na wszelakich spotkaniach towarzyskich, kiedy skąpane w cukrze i tłuszczu cukierniczym pyszności prężą przede mną swoje lukrowane wdzięki.
Mam taką taktykę.
Jeden kawałek ciasta.
POWOLI.
Nie myśl już o następnym, skup się na tym, który masz jeszcze w paszczy.
Potem profilaktycznie zwiększam dystans między mną, a stołem z pysznościami.
Wiem, że to głupie, ale działa.
Jeśli kaloryka zmieści jeszcze jeden kawałek, super.
Jak nie, patrz punkt pierwszy, zęby w ścianę.
Przestałam kupować wyzwalacze Mojej Wewnętrznej Bestii. Każda z nas ma takie smakołyki lub sytuacje, które sprawiają, że rozsądna część naszego mózgu się wyłącza i wraca do pracy dopiero, gdy wylizujemy okruszki z dna. Ja tak mam z Nutellą. Ta cukrowo-palmowa masa z domniemanym dodatkiem orzechów laskowych wypuszcza Potwora, którego strasznie ciężko z powrotem upchnąć do Puszki Pandory.
U Ciebie to może być wino. Albo chipsy, albo samotność. Zwróć uwagę na te sytuacje i jeśli to możliwe, wyeliminuj je, a jeżeli niemożliwe, to pilnuj się wtedy ekstra
Co do ruchu, nie mam jakichś magicznych sztuczek do sprzedania, bo nie mam z tym zbyt wielu problemów. Ale jeśli dopiero zaczynasz, znajdź coś, co lubisz najbardziej. Albo przynajmniej nie lubisz najmniej.
Teraz ciężko mi w to uwierzyć, ale 3 lata temu myślałam, że wszyscy ludzie, którzy twierdzą, że nie mogą żyć bez sportu BEZCZELNIE KURWA KŁAMIO i w ogóle to Decathlon ich opłaca, żeby tak mówili!!
Ale nie, nie kłamią. Z czasem się naprawdę wkręcisz. A jeśli ruszasz się regularnie to myśl dwutorowo – po pierwsze trening siłowy, by zachować jak najwięcej mięśni i zakończyć redukcję jędrna jak Anna Lewandowska, a nie jak smutny korniszonek. Po drugie spalanie kalorii – bieganie, tabata, interwały – wybierz swojego mordercę sama 😀
Bardzo zachęcam też do aktywności spontanicznej. Wszędzie gdzie tylko mogłam chodziłam na piechotę, zgłaszałam się na ochotnika w pracy, kto pójdzie do śmierdzącego archiwum w piwnicy po papiery i oczywiście wracałam autobutami na 6 piętro.
Każda spalona kaloria przybliża Cię do celu i każda jest ważna.
Chodź z psem na spacery tak często, że zacznie uciekać na widok smyczy. Ciśnij z wózkiem z latoroślą dwa razy dalej niż zwykle. Uznaj, że jeżdżenie windą jest przestępstwem ściganym międzynarodowym listem gończym. Zaskocz swojego faceta seksem niespodzianką 😀 sprzątaj żywiołowo, podryguj jak debil do muzyki podczas gotowania. Każda spalona kaloria jest na wagę złota. Zwłaszcza ta spalona przy okazji.
No więc zrobiłam to, schudłam.
4,3 kilograma.
Oszukuję, nie? 4,3 jest takie nieokrągłe.
W ogóle siadaj, pała. Jak się czuję po?
Zajebiście, warto było. Ale w innym sensie, niż pierwotnie myślałam. Gdy rozpoczynałam ten projekt, myślałam, że mityczne ostatnie 5 kilo odtłuści mi moje najbardziej zalane strefy – ramiona, dół brzucha i wnętrze ud.
Monika ostrzegała, że sorry resory, ale to tak nie działa. Będę chudła nadal proporcjonalnie z całego ciała. Oczywiście jak zawsze miała rację. Pewnie, ramiona, brzuch i uda ruszyły i wyglądają dużo lepiej. Ale reszta ciała też i w gratisie dostałam kościste barki i łydki tak chude, że kozaki na tę zimę musiałam zwęzić u szewca, bo nie mogłam w sklepie dostać dopasowanych.
Moje ciało wygląda jednak dużo, dużo lepiej i czuję się w nim najbardziej sexy w życiu. Nie jest jednak idealne i najważniejszą lekcją, którą wyciągnęłam z tej redukcji było: nigdy, choćbym klaskała uszami i stała na rzęsach, nie będę idealna. Nadal mam na ten przykład cellulit (no pacz, jak 99% samic homo sapiens, a to Ci niespodzianka….) i sadełko na udach i obecnie pracuję nad swoim ciałem w inny sposób. Ale bez stresu, z dużo większą dozą samoakceptacji niż kiedykolwiek wcześniej. Przestała mi towarzyszyć myśl, która prześladowała mnie połowę mojego dorosłego życia: „przydałoby się schudnąć z 5/10/15 kilo”.
Pierwszy raz w życiu jestem wystarczająco szczupła, jak na swój gust. I czuję się ładna. A jak się postaram i odstawię, to nawet piękna. Chciałabym napisać, że jestem już dorosła i uczesana i znalazłam źródło piękna w środku. Częściowo na pewno tak było, ale częściowo, nie będę Was bajerować, dzięki redukcji.
Największej pewności siebie dodaje mi jednak co innego: poczucie sprawczości. Potraktowanie swojego postanowienia serio, bycie silniejszą niż swoje zachcianki i doprowadzenie redukcji do końca. I tego Wam również życzę, jeśli tego chcecie.
Tylko słuchajcie Moniki.
Dobrze dziewczyna gada.
Aż sama poczułam się zmotywowana! Trzymam za Was wszystkich kciuki – dużo wytrwałości, jeszcze więcej cierpliwości i przyzwolenia na ułatwienie sobie życia i nietycia. Można zmieniać styl życia na własnych zasadach!
“Nie stresuj się tak” – ale by było pięknie, jakby ten tekst kiedykolwiek zadziałał na kogoś, kto jest w swoim szczytowym momencie stresu. Proces odzyskiwania wewnętrznej równowagi jest bardzo złożony…
Zaburzenia z napadami objadania się (BED) to jedno z najczęściej występujących zaburzeń odżywiania, które charakteryzuje się utratą kontroli nad jedzeniem i towarzyszącym temu poczuciem winy. Choć sporadyczne przejedzenie zdarza się…
Dieta fleksitariańska może być na początku wyzwaniem. Jeśli do tej pory białkową bazą większości Twoich posiłków było mięso to wprowadzenie roślinnych źródeł białka może wydawać się wymagające. Na szczęście możesz…
Jeśli zastanawiasz się, jak ułożyć pełnowartościową, smaczną i zbilansowaną dietę bez konieczności odwiedzania wielu sklepów, to jest dla Ciebie rozwiązanie. Korzystając z produktów dostępnych w Dino (i każdym zwykłym sklepie)…