„Słodziki szkodzą” – to argument obowiązkowy w każdej dyskusji o słodzeniu. Zwykle poparty magicznym zaklęciem: „na PubMedzie są badania!”. I faktycznie są – zarówno wartościowe metaanalizy na dziesiątkach tysięcy osób, jak i publikacje tak małe, że grupa badawcza mogłaby spokojnie zmieścić się przy jednym rodzinnym stole.
Słodziki? Katastrofa – w internetowych komentarzach robią wszystko: powodują raka, psują mikrobiom, a pewnie jeszcze rozładowują telefon w kieszeni i odpowiadają za upadek cywilizacji. A cukier? Ależ skąd, cukier nie ma nic wspólnego z faktem, że żyjemy w jednym z najbardziej otyłych społeczeństw świata.
Napoje bez cukru to dla niektórych science fiction. „Słodkie, ale 0 kcal? Nie wierzę!” – mówią, jakby informacja o wartościach odżywczych była horoskopem w gazecie, a nie efektem badań laboratoryjnych.
Moje stanowisko w tej sprawie jest od lat jasne. Broniłam racjonalnego podejścia do słodzików w wielu wpisach – m.in. Zamienniki cukru. Czym słodzić na diecie?, Erytrytol czy ksylitol? Który słodzik lepszy?, a także kilka razy na moim Instagramie, np.:
Ale nauka nie stoi w miejscu. Co roku pojawiają się nowe badania, przeglądy systematyczne i wytyczne instytucji takich jak WHO, FDA czy EFSA… a skoro moja rola to nie tylko dzielenie się opinią, ale też aktualizowanie wiedzy, wracamy do tego tematu jeszcze raz:
Czas oddzielić fakty od mitów i sprawdzić, co naprawdę wiemy o słodzikach w 2025 roku.
Zacznijmy od podstaw: słodziki, czyli w języku nauki non-nutritive sweeteners albo non-sugar sweeteners (NNS). W praktyce to cała grupa bardzo różnych substancji – od dobrze znanego aspartamu, przez (nielubianą przeze mnie zanadto) sukralozę, acesulfam-K, sacharynę, aż po naturalne gwiazdy Instagrama, czyli stewię, ksylitol czy erytrytol.
I tu pojawia się pierwszy haczyk: wrzucanie ich wszystkich do jednego worka to trochę jakby mówić, że „wszystkie używki działają tak samo, bo wszystkie coś robią z mózgiem”. No niby alkohol, kawa i LSD można wrzucić do kategorii „substancje psychoaktywne”, ale wypić espresso to chyba coś innego, niż doświadczenie psychodeliczne. Albo to ja piję złą kawę?:D Tak samo jest ze słodzikami – każdy ma inny metabolizm i potencjalnie inne efekty w organizmie. A nagłówki w stylu „Słodziki szkodzą!” często nawet nie precyzują, które dokładnie.
Najprościej? Bo chcą zjeść ciastko i mieć ciastko. Albo raczej: wypić colę i nie mieć kalorii.


Obrońcy mówią tak: słodziki to realne wybawienie. W badaniach klinicznych, kiedy zastępują cukier, wypadają dobrze – mniej kalorii, mniejsze ryzyko przytycia, a często także ułatwienie w trzymaniu diety. Nie są może tak neutralne jak woda, ale na pewno lepsze niż dosładzanie wszystkiego cukrem. To po prostu mniejsze zło. A czasami nawet żadne zło – zależy, który słodzik weźmiemy pod lupę.
Krytycy za to: hola, hola, to nie takie proste, słodziki szkodzą! Powołują się na inne badania, w których osoby pijące dużo napojów typu zero częściej mają problemy sercowo-naczyniowe, cukrzycę typu 2 czy nawet gorsze wyniki w testach pamięci . Morał? słodziki szkodzą! Dodają też, że słodziki mogą psuć mikrobiom (a mikrobiom to przecież teraz święty Graal zdrowia), albo powodować „nadkompensację” apetytu, czyli: pijesz napój light, ale potem i tak zjadasz burgera, bo „przecież oszczędziłam 150 kcal”. A na deser – aspartam, wiecznie uwikłany w dyskusję onkologiczną (choć twardych dowodów na jego przewinienia – brak).
Czyli skrajnie – jak to w Internetach: jedni widzą w słodzikach sprytne narzędzie, inni – przepis na katastrofę zdrowotną. I jak tu nie zgłupieć, skoro w tym samym czasie możesz przeczytać, że słodziki ratują dietę… i że ją rujnują?
Wypunktujmy najpierw najczęściej powtarzane hasła na temat tego, że słodziki szkodzą, a w kolejnych częściach artykułu sprawdzimy, ile w tym prawdy, a ile paniki.
Logiczne – zero kalorii tuczy bardziej niż 400 kcal. Brzmi absurdalnie? No właśnie. W metaanalizach badań klinicznych jasno pokazano, że zastępowanie cukru słodzikami prowadzi raczej do niewielkiego spadku masy ciała albo neutralnego efektu – ale na pewno nie do tycia.
Nie ma również ryzyka, że producenci „ukrywają” te kalorie w napojach zero. Zwyczajnie żaden z nich składników nie jest źródłem energii, czyli kalorii.
Mit, który ma już swoje zmarszczki – powtarzany od lat 80. A tymczasem IARC zaklasyfikował aspartam jako „możliwy czynnik rakotwórczy” (2B), czyli na poziomie… aloesu albo talku dla dzieci. Równocześnie JECFA i FDA podtrzymują, że w granicach ADI nie ma dowodów na realne ryzyko nowotworowe.
Media zrobiły z tego sensację, ale sami autorzy podkreślali, że to nie dowód przyczynowo-skutkowy i wymaga dalszych badań. Te powoli się pojawiają i genetycznie prognozowane stężenia erytrytolu mają przyczynowy, choć niewielki, związek ze zwiększonym ryzykiem choroby wieńcowej, zawału serca i udaru. Nie odnotowano natomiast takiego powiązania w przypadku niewydolności serca ani cukrzycy.
Z mojej perspektywy: nie jest to powód do wyrzucenia erytrytolu z erytrytolnicy ;), ale na pewno warto kontrolować spożycie. Opłacalnym treningiem jest szukanie satysfakcji jedzenia nawet wtedy, gdy nie ma ono słodkiego smaku.
Zanim wejdziemy w szczegóły, krótka ściąga: w nauce mamy dwa różne słowa-klucze.
To jak różnica między tym, że istnieje możliwość, że samochód może się rozbić (hazard), a tym, jakie masz ryzyko w normalnej jeździe w pasach i 50 km/h (risk).
W 2023 r. WHO wydało warunkowe zalecenie:
nie opierać redukcji masy ciała na słodzikach.


Powód? W długim horyzoncie w przeglądach naukowych nie widać mocnych, trwałych efektów odchudzających. Do tego w badaniach populacyjnych (to tak zwane badania kohortowe w którym bierze się dużą grupę ludzi np. 100 000 i śledzi ich przez lata) zauważono, że osoby, które piją naprawdę dużo napojów „zero” (zwykle po kilka puszek dziennie), częściej chorują na serce i układ krążenia oraz mają wyższe ryzyko cukrzycy typu 2 .
To nie oznacza, że słodziki „szkodzą same z siebie”, tylko że według WHO na tej podstawie nie warto budować strategii odchudzania. Lepiej traktować je jako narzędzie pomocnicze. Czytaj dalej, bo jeszcze do tego wrócę!
W 2023 r. zrobiło się głośno:
Innymi słowy: IARC ostrzega, że auta się rozbijają; JECFA/FDA mówią, że przy przepisowej jeździe ryzyko jest akceptowalne.
RCT to skrót od randomized controlled trial → randomizowane badanie kontrolowane.


To bardzo wartościowe badanie, bo:
W skrócie: RCT pokazuje, co się dzieje, gdy naprawdę zmienimy jeden element (np. cukier na słodzik), zamiast tylko obserwować ludzi, którzy sami podejmują wybory.
Dlatego RCT są traktowane jako mocniejszy dowód niż np. badania obserwacyjne (kohortowe). Te ostatnie są przydatne, ale zawsze pozostaje ryzyko, że wynikają z innych nawyków, a nie z badanej zmiennej, np. słodzika
Sedno jest proste: kiedy słodziki (NNS) realnie zastępują cukier, całkowita energia z diety zwykle spada i łatwiej jest chudnąć lub utrzymać wagę. Gdy porównujemy NNS z… wodą, różnice są małe albo żadne – bo w obu przypadkach odejmujesz kalorie z cukru. To nie magia, to bilans energetyczny.
Długi, praktyczny eksperyment: uczestnicy w programie odchudzania dostali albo napoje ze słodzikami, albo wodę. Po roku grupa NNS schudła nieco więcej – różnica rzędu ~1–1,5 kg na korzyść słodzików, przy porządnym, behawioralnym wsparciu (czyli nie “róbta co chceta”, tylko realny program). Morał: słodziki (NNS) nie są gorsze od wody, a w realnym życiu potrafią pomóc domknąć deficyt, bo “słodkie bez kalorii” bywa łatwiejsze do utrzymania niż “nagła asceza”. Nature
Przegląd RCT pokazuje, że zamiana cukru na NNS obniża spożycie energii, cukrów i węglowodanów. Gdy NNS porównujemy z wodą – efekt na energię/masę jest neutralny (bo i tu, i tu nie ma kalorii). Sumarycznie najnowsze analizy (2024–2025) wskazują na skromny zysk wagowy (rzędu ~1–2 kg), mocno zależny od kontekstu: co jeszcze jesz, czy towarzyszy temu praca nad nawykami, jak długo to trwa itd. Innymi słowy: NNS działają najlepiej wtedy, gdy zastępują cukier, a nie gdy “doklejasz je” do tej samej liczby kalorii. Frontiers
W październiku 2025 w Nature ukazało się duże badanie, które dorzuca do tej dyskusji ważny element.
Badacze zrobili to tak:
– 340 dorosłych i 38 dzieci z nadwagą lub otyłością
– najpierw 2-miesięczna dieta redukcyjna (minimum –5% masy ciała)
– potem 10 miesięcy „normalnego” jedzenia, ale w dwóch wersjach:
Co wyszło?
Grupa korzystająca ze słodzików lepiej utrzymała spadek masy ciała w długim terminie.
Dodatkowo odnotowano korzystne zmiany w mikrobiomie – większą liczebność bakterii produkujących SCFA.
Pełne badanie: https://www.nature.com/articles/s42255-025-01381-z
To nie analiza jednego konkretnego słodzika, tylko całej grupy (aspartam, sukraloza, poliole itd.). Ale stanowi solidny kontrargument wobec wielu krążących opinii o „złym wpływie słodzików”.
W populacji pediatrycznej mamy więcej ostrożności: najnowszy przegląd (2024) łączący RCT i kohorty sugeruje, że efekt na BMI u młodych jest niepewny. Sygnały bywają różne w zależności od projektu badania i tego, z czym porównujemy (cukier vs woda). Praktycznie: dzieci uczymy neutralnych smaków i wody, a NNS ewentualnie traktujemy jak narzędzie przejściowe, nie stały element diety.
Tu tkwi źródło wielu sprzecznych nagłówków – i przy okazji wyjaśnienie, skąd wzięła się ostrożność WHO.
Dlaczego?
Dlatego agencje regulacyjne (WHO, JECFA, FDA) opierają się głównie na RCT i metaanalizach, a obserwacje traktują jako radar – wskazówkę, co badać dalej, a nie dowód winy.
Tu królują duże badania obserwacyjne. A w obserwacjach łatwo o klasyczną pułapkę: odwróconą przyczynowość. Innymi słowy, często to osoby już z nadwagą/IO/cukrzycą typu 2 częściej wybierają napoje „zero”, a nie odwrotnie. W danych wygląda to potem jak „cola zero = choroby”, choć kolejność zdarzeń bywa zupełnie inna.
W niektórych badaniach widać, że wysokie spożycie napojów ze słodzikami wiąże się (słowo-klucz: wiąże się, nie powoduje) z wyższym ryzykiem CVD/udaru i śmiertelności ogólnej. Przykładowo, analizy w stylu UK Biobank – nawet po wielu korektach – nadal pokazują asocjacje między większym spożyciem sztucznych słodzików a incydentami sercowymi.
Co z tego wynika praktycznie? Sygnał ostrożności, nie wyrok. Obserwacje to sygnał, ale nie dowód przyczynowy. One widzą chmury na horyzoncie, ale nie rozstrzygają, czy faktycznie zacznie padać u Ciebie na podwórku.
Gdy patrzymy konkretnie na zamianę napojów słodzonych cukrem (tzw. SSB, np. klasyczna cola czy energetyk) na napoje bez kalorii – robi się ciekawie i… bardziej pragmatycznie. W metaanalizie z 2024 r. taka substytucja wiąże się z małą, ale długoterminową poprawą BMI (rzędu ~ –0,3 kg/m²).
Wniosek dla życia codziennego: największy zysk bierze się z usunięcia cukru. Jeśli ktoś pijał 1–2 słodzone napoje dziennie i przejdzie na bezkaloryczne wersje zero, bilans energetyczny realnie się poprawia!
TL;DR (praktycznie):
Strategia: jeśli pijesz słodzone napoje – pierwszy ruch to zamiana na bezkaloryczne. A najlepiej docelowo więcej wody/herbaty, a napoje „zero” traktuj jako narzędzie, nie fundament diety.
Obserwacje: „dużo napojów typu zero = gorsze zdrowie” → sygnał, ale z ryzykiem mylenia przyczyny ze skutkiem.
Substytucja cukru: zamiana SSB na napoje bezkaloryczne → mała, ale realna poprawa (BMI, kalorie).
To jest dział „work in progress”. Po pierwsze, różne słodziki ≠ te same efekty. Po drugie, różni ludzie ≠ te same reakcje. I to właśnie widać w nowszych badaniach.
Hit sprzed paru lat, o którym wciąż warto pamiętać: krótkie (2-tygodniowe) podawanie słodzików w dawkach poniżej ADI zdrowym dorosłym pokazało, że reakcje są bardzo zindywidualizowane.
U części osób (zwłaszcza po sacharynie czy sukralozie) notowano gorszą odpowiedź glikemiczną i zmiany w mikrobiomie; u innych – brak istotnych efektów. To nie jest wyrok na całe życie, bo mówimy o krótkim eksperymencie u osób wcześniej niemających kontaktu ze słodzikami, ale daje ważną wskazówkę: Twoja odpowiedź może różnić się od odpowiedzi Twojej koleżanki.
Praktycznie: jeśli po wejściu w NNS czujesz większą ochotę na słodkie, masz nietypowe dolegliwości jelitowe albo gorzej trzymasz cukier – to sygnał, żeby cofnąć zmianę i poszukać innej strategii (np. mniej słodki profil diety, woda, owoce).
A bardzo bezpiecznym w tej kwestii słodzikiem jest np. stewia.
Sukralozę bym sobie odpuściła/zredukowała do minimum.
W dużej kohorcie brazylijskiej (około 12,8 tys. osób, ~8 lat obserwacji) wyższe spożycie sztucznych słodzików i niektórych polioli wiązało się z szybszym spadkiem funkcji poznawczych. Słowo-klucz: wiązało się. To obserwacja, nie dowód przyczynowy – ale sygnał do monitorowania w kolejnych, lepiej zaprojektowanych badaniach.
Co z tego dla czytelnika? Zamiast paniki – higiena diety i stylu życia: sen, aktywność, warzywa, ryby, ograniczenie ultra-przetworzonych produktów. A słodziki? Używaj z celem (zastąpienie cukru), nie „dla sportu”.
Mini-ściąga (jak to czytać)
W 2023 r. IARC wrzucił aspartam do kategorii 2B („możliwy kancerogen”). Brzmi groźnie, ale 2B oznacza tyle, że istnieją ograniczone dowody na potencjalny hazard – nie że „na pewno wywołuje raka” u ludzi w typowych dawkach. To ważne rozróżnienie więc przypomnę:
Po przeglądzie danych JECFA utrzymała ADI dla aspartamu: 0–40 mg/kg m.c./dobę. FDA i inne agencje nie znalazły przekonujących, spójnych dowodów, że przy spożyciu w granicach ADI rośnie ryzyko nowotworów.
Czy są prace sugerujące problem? Tak – pojedyncze duże kohorty, jak np. NutriNet-Santé (2022), raportowały asocjacje między wyższym spożyciem niektórych słodzików (m.in. aspartamu/acesulfamu-K) a wyższym ryzykiem ogółem lub wybranych nowotworów. To jednak obserwacje, obarczone ryzykiem resztkowego mieszania (styl życia, dieta, choroby towarzyszące) i odwróconej przyczynowości. Wniosek naukowy na dziś: sygnały wymagają replikacji w innych populacjach i lepszej kontroli biasów, zanim będzie można mówić o przyczynowości.
Co z tego dla Ciebie?
Jeśli wolisz „dmuchać na zimne” – różnicuj źródła słodkości (nie przywiązuj się do jednego związku) i przede wszystkim ogarnij podstawy diety i stylu życia (masa ciała, warzywa, aktywność, sen, unikanie tytoniu/alkoholu) – bo to czynniki o nieporównywalnie większym wpływie na ryzyko nowotworów!
Kategoria IARC 2B nie oznacza, że typowe użycie aspartamu w diecie „powoduje raka”.
Jeśli korzystasz ze słodzików w ramach ADI i głównie jako zastępstwo cukru, aktualne oceny ryzyka nie wskazują na powody do paniki.
Według raportów WHO i World Cancer Research Fund mamy twarde, dobrze udokumentowane czynniki, które naprawdę robią różnicę.
1. Palenie tytoniu
Niepodważalny czynnik ryzyka – nie tylko raka płuc. Szacuje się, że odpowiada nawet za 1/3 wszystkich przypadków raka.
2. Alkohol
Nie ma bezpiecznej dawki – regularne picie zwiększa ryzyko m.in. raka piersi, jelita grubego czy wątroby.
3. Otyłość i nadmiar kalorii
Tkanka tłuszczowa to nie tylko „magazyn energii”, ale też aktywny narząd hormonalny. Chroniczna nadwaga zwiększa ryzyko raka przełyku, trzustki, jelita grubego, piersi (po menopauzie) i wielu innych.
4. Dieta uboga w warzywa/owoce i bogata w przetworzoną żywność
Brak błonnika i antyoksydantów + nadmiar czerwonego/przetworzonego mięsa to czynniki dobrze powiązane z ryzykiem nowotworów jelita grubego.
5. Brak aktywności fizycznej
Regularny ruch (nawet 150 minut tygodniowo) obniża ryzyko wielu nowotworów i poprawia rokowanie po diagnozie.
W porównaniu z tym zestawem, słodziki w granicach ADI to naprawdę drobiazg.
ADI (Acceptable Daily Intake) to dopuszczalne dzienne pobranie – ilość danej substancji, którą można przyjmować codziennie przez całe życie, bez zauważalnego ryzyka. I to jeszcze z ogromnym marginesem bezpieczeństwa (zwykle 100× mniejszym niż dawka, która faktycznie mogłaby zaszkodzić w badaniach).
Przykład z życia: aspartam → ADI = 0–40 mg /kg masy ciała /dobę.
Dla osoby ważącej 68 kg to ok. 2700 mg aspartamu, czyli mniej więcej 11 puszek napoju „diet” dziennie. Jasne, nie sugeruję takiej diety – chodzi o pokazanie zapasu skali bezpieczeństwa, a nie nowego challenge’u na TikToku.
Wyjątek kliniczny: osoby z fenyloketonurią (PKU) powinny unikać aspartamu, bo zawiera fenyloalaninę. Dla reszty populacji w granicach ADI – aktualne agencje (FDA, EFSA, JECFA) podtrzymują stanowisko, że jest bezpieczny.
Napoje
– „zero” i „light”
– wody smakowe
– energetyki i ice tea bez cukru
Produkty mleczne i desery
– jogurty light
– puddingi proteinowe
– serki smakowe o obniżonej kaloryczności
Słodycze i przekąski
– batony proteinowe
– gumy do żucia
– tik-taki, pastylki odświeżające
– żelki „bez cukru”
Produkty dla sportowców
– odżywki białkowe
– izotoniki „zero”
– BCAA/EAA w proszku
Przetwory zbożowe i pieczywo specjalne
– niektóre „fit” ciastka
– płatki śniadaniowe z niską zawartością cukru
Przetwory owocowe i warzywne
– dżemy niskosłodzone
– sosy (np. ketchup „zero”, sosy BBQ light)
Produkty dla diabetyków
– ciastka, czekolady, czekoladki „bez cukru”
Farmaceutyki i suplementy
– syropy
– tabletki musujące
– witaminy w formie żelków
Im częściej jadasz tego typu produkty, tym bardziej zwróciłabym uwagę na ich skład i zobaczyła jakimi konkretnie słodzikami są wzbogacane. Przy dużym spożyciu przetworzonej żywności, nawet tej w stylu „fit” istnieje ryzyko przekroczenia bezpiecznych ilości spożycia.
Nie demonizuję słodzików, ale też nie sprzedaję ich jako „magicznej pigułki”. To po prostu narzędzie – czasem przydatne, czasem zbędne.
WHO (2023) powiedziało: „nie opieraj odchudzania na słodzikach”. I to jest sensowne – odchudzanie opierasz na diecie i stylu życia, a słodziki to tylko narzędzie pomocnicze, nigdy cel sam w sobie.
Kluczowe: dawka i kontekst.
Internet aż huczy od haseł, że słodziki szkodzą. Na dziś nauka mówi jasno: słodzikom daleko do szkodliwości, ale też nie są cudownym lekiem. Tylko od Ciebie zależy, jak wykorzystasz to narzędzie.











Czasem słyszę: „Ja to prawie nic nie jem, nie wiem skąd ta masa ciała”. No to spoiler: zwykle nie od wielkich grzeszków typu wiadro lodów na raz. Najczęściej te dodatkowe…











Endometrioza to podstępna choroba. Tradycyjnie postrzegana jako schorzenie ginekologiczne ograniczone do miednicy, dziś coraz częściej uznawana jest za chorobę ogólnoustrojową, która wywołuje zmiany metaboliczne w wątrobie i tkance tłuszczowej, prowadzi…











10 (a może i więcej?) lat temu wrzuciłam na bloga pierwszy darmowy jadłospis do Biedronki. Pamiętam, że byłam wtedy zmęczona dietami, które wymagały objazdu pięciu sklepów, krojenia 113,53 gramów kurczaka…











Zdrow(sz)y styl życia to dla mnie priorytet. Wiem, co mi służy, co powinnam jeść, a co najlepiej omijać szerokim łukiem. A jednak… nawet mnie czasem trudno odmówić Pringlesom albo frytkom…