Wszystkie książki autorstwa dr Dąbrowskiej można przeczytać w jeden dzień. To krótkie treści, w których możemy znaleźć audycje z Radia Maryja, wypowiedzi Siostry Józefy, ogólnikowe informacje o domniemanym mechanizmie działania diety, świadectwa ozdrowieńcze i trochę przepisów na owocowo-warzywne posiłki.
W artykule odniosę się do zasad „postu dr Dąbrowskiej” opisywanych w publikacjach autorki metody, a nie jej użytkowników. Trzymam się faktów z jej książek, wywiadów oraz oficjalnej strony internetowej.
Stawiam wyraźną granicę, między tym, co pisze się na blogach/ w mediach / w książkach O poście Dr Dąbrowskiej, a co pisze o nim sama autorka.
Na oficjalnej stronie internetowej podanych zostało 6 publikacji dr Ewy Dąbrowskiej, w tym trzy krótkie artykuły i 3 pozycje książkowe, kupiłam i przeczytałam wszystkie:
Oceniam post z perspektywy dietetyka, który wie co nieco o biologii komórki, bo oprócz mgr z dietetyki mam również licencjat z biotechnologii medycznej. Zaprosiłam kilku innych ekspertów, by wypowiedzieli się na temat postu Dr Dąbrowskiej – ich komentarze znajdziecie na końcu wpisu.
Zachęcam Cię również do wysłuchania podcastu o diecie dr Dąbrowskiej, do którego zaprosiła mnie Justyna Świetlicka. Opowiadamy o poście z perspektywy dietetyczek.
Zasady postu dr Dąbrowskiej opisywane na jej stronie i w książkach są bardzo klarowne:
Jednocześnie, zasady diety dr Dąbrowskiej są sprzeczne z zasadami zdrowego odżywiania uznawanymi przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) czy polski Instytut Żywności i Żywienia:
Niektórzy zwolennicy postu dr Dąbrowskiej oburzają się na określenie go mianem „diety”, ale każdy sposób odżywiania, niezależnie jaki by był – jest dietą.
Założenia diety dr Dąbrowskiej są dalece odmienne od tych, które wyznaje świat nauki, uczelnie kształcące dietetyków czy organizacje ds. zdrowia.
Mimo to, często mówi się o jego prozdrowotnych właściwościach, wręcz przypisując mu właściwości uzdrawiające. Co na to fakty?
Autorka metody deklaruje:
Dla osoby niemającej styczności z biologią komórki taki opis brzmi całkiem logicznie i przekonywująco.
Słuchając wykładu dr Dąbrowskiej, zaczęłam rozumieć zwolenników postu. To, co zostało powiedziane BRZMI SENSOWNIE!
Ale nauka zna wiele sensownie brzmiących teorii, które nie potwierdziły się w praktyce, na żywym organizmie.
Teoria dr Dąbrowskiej jest tylko hipotezą. W świecie nauki hipoteza to raptem powiedzenie „siema, coś mi się wydaje, może to sprawdzimy”? I zazwyczaj, większość hipotez okazuje się klapą. Hipotetycznie działających leków na raka, sposobów na ograniczenie epidemii AIDS czy magicznych tableteczek na odchudzanie przerobiliśmy całe mnóstwo.
Ba! One nawet niektórym pomogły! Ale to trochę za mało, żeby mówić o jedynym słusznym rozwiązaniu, które pomoże wszystkim, niezależnie z jakim problemem się borykają (a lista wskazań do przejśćia postu na stronie Dr Dąbrowskiej jest bardzo długa).
Dr Dąbrowska co prawda powołuje się na wyniki badań własnych, tyle tylko, że badanie dotyczy zawrotnej grupy 13 mężczyzn, którzy spożywali jeszcze mniej kalorii (bo 500) niż wynika z protokołu diety omawianego na stronie.
Dlaczego nadal nie ma badań potwierdzających skuteczność metody obecnej na rynku ponad 30 lat? Dlaczego nie przeprowadziła ich sama autorka, skoro z łatwością zebrałaby grupę do badania?
Może dlatego, że w 2016 wszyscy zwolennicy detoksów zostali wyposażeni w – jak Wam za chwilę wyjaśnię – kulawy argument, sugerujący, że uruchamianie mechanizmów naprawczych w trakcie głodówki jest faktem.
FAKTEM, ZA KTÓRYM STOI NOBEL!
Czy na pewno?
Zwolennicy postu dr Dąbrowskiej i innych głodówek powołują się na wyniki badań prof. Oshumi, który dostał Nagrodę Nobla za opisanie mechanizmów autofagii.
W skrócie, według zwolenników postów: głodówka uruchamia w organizmie procesy autofagii, które sprzyjają samoleczeniu, bo autofagia polega na zjadaniu przez komórkę jej obumarłych lub uszkodzonych części. A skoro w 2016 został przydzielony Nobel za potwierdzenie skuteczności autofagii, to głodówki działają!
No tak średnio, bym powiedziała. Argument „Nobla potwierdzającego skuteczność głodówek przez autofagię” jest kulawy. Fakty brzmią następująco:
Profesor Ohsumi nagrodzony Nagrodą Nobla swojej pracy zajmował się mechanizmem badania autofagii u drożdży. U DROŻDŻY! Nie u ludzi.
Wyjaśnijmy sobie różnicę:
Pojedynczy organizm drożdży składa się z jednej komórki. Jedna komórka = koniec historii. Każda komórka drożdży jest taka sama. Drożdże łączą się w kolonie i tak sobie żyją.
Pojedynczy organizm człowieka składa się z kilku (a może nawet z kilkudziesięciu) bilionów komórek. Bilion to tysiąc miliardów. Dużo. Bardzo dużo, bardzo różnych komórek, które oddziaływują na siebie nawzajem.
Mechanizmy autofagii u drożdży nie mają bezpośredniego przełożenia na biliony razy bardziej złożony organizm ludzki.
Przekładanie wyników badań na drożdżach bezpośrednio na człowieka, jest równie wiarygodne, co wróżenie z fusów.
Coś tam komuś się pewnie udało wywróżyć, ale raczej nie jest to podstawowe kryterium podejmowania decyzji o swoim losie.
Nie mamy dowodów, że post dr Dąbrowskiej czy post Daniela mogą przynieść jakiekolwiek dodatkowe korzyści zdrowotne, niż te, które przyniosłoby racjonalne odżywianie.
Czytaj więcej: Intermittent fasting – co to jest, na co pomaga, zastosowanie postu przerywanego
Sugeruje się, że autofagia sprawia, że komórki rakowe są bardziej wrażliwe na chemioterapię. Jednak nasilona autofagia może również odgrywać rolę w oporności na leczenie raka. Nie jest jasne, czy przerywany post pobudza procesy autofagiczne u ludzi i potrzebne są dalsze badania, aby lepiej zrozumieć zalety i ryzyko autofagii wywołanej głodzeniem u pacjentów z rakiem.”
Fragment przeglądu informacji naukowych o okresowych postach w kontekście leczenie raka, „Effect of fasting on cancer: A narrative review of scientific evidence”, opublikowany w 2022 roku. Naukowcy mówią wyraźnie: na podstawie aktualnych dowodów, nie ma podstaw, żeby formułować takie zalecenie. Jeśli pacjent decyduje się na taką formę zmiany diety, koniecznie powinien robić to pod opieką dietetyka i/lub lekarza.
Obietnice o „samonaprawianiu się organizmu”, „przeżywaniu drugiej młodości”, „przypływie energii”, „profilaktyce i leczeniu chorób”, to deklaracje bez pokrycia.
Podobnego zdania jest Tadeusz Sowiński – zacytuję tu jego, nieco żartobliwy wpis, żeby pokazać perspektywę innego dietetyka:
„
W ostatnich tygodniach otrzymuje regularnie pytania dotyczące… postu. Nieraz chodzi o post przerywany, nieraz ciągły, nieraz modyfikowany, nieraz całkowity, ale niezależnie od jego rodzaju często spotykam się z dość ciekawym twierdzeniem. Otóż z niewyjaśnionych dla mnie powodów rozpowszechnił się pogląd, iż za odkrycia dotyczące leczniczych walorów postu przyznano… Nobla.
Korzystając z okazji chciałbym zatem zdementować tę kuriozalną plotkę. Nic takiego bowiem nie miało miejsca. Owszem kilka lat temu Yoshinori Ohsumi otrzymał nagrodę Nobla za opisanie mechanizmów autofagii u… drożdży. Nie potrzeba zdawać matury rozszerzonej z biologii by wiedzieć, iż autofagia u drożdży to co innego niż skutki postu u ludzi. Mimo to jednak Fake News się upowszechnił. I wiele osób bezkrytycznie mu zawierzyło.
Podobnie też cześć pytań jakie otrzymywałem dotyczyło stosowania postu by poprawić wrażliwość insulinową. Tutaj co prawda na poparcie domniemanej zależność zaświadczyć mogą nie tylko drożdże ale i ludzie z krwi i kości. Mówiąc wprost: faktycznie post może WI polepszyć. Może ale nie musi. W praktyce niekiedy może i WI pogorszyć. Wiele zależy od czasu trwania postu o tego kto go sobie funduje…
Tadeusz Sowiński, fanpage Tadeusza Sowińskiego, www.tadeuszsowinski.pl
Czy zatem możemy liczyć na jakieś ciekawe skutki zdrowotne wynikające z postu? Ano owszem, długotrwały post może nieść za sobą pewne benefity. Przykładowo można użyć postu jako metody antykoncepcyjnej, gdyż skutkiem jego stosowania jest funkcjonalny brak miesiączki pochodzenia podwzgórzowego. I tu jednak na 100% nie można być niczego pewnym…”
Toksyny są główną przyczyną chorób, a każdy rodzaj postu jest terapią oczyszczającą organizm z toksyn (detoksykacja).
– dr Ewa Dąbrowska
Jakich toksyn?
Tych samych, których obecność w organizmie wymaga zindywidualizowanej terapii na oddziale toksykologii , która jest poprzedzona precyzyjną diagnostyką i szukaniem przyczyny zatrucia organizmu?
No nie. Różne diety obiecujące detoks organizmu dążą do pozbycia się z ciała bliżej nieokreślonych „szkodliwych subsancji”, które „zanieczyszczają organizm”.
I nie wiem czy można posługiwać się określeniem „moda” w stosunku do czegoś, co istniało już w starożytności.
Tyle tylko, że starożytni nie mieli odpowiednich metod i narzędzi, żeby weryfikować swoje przekonanie, że organizm pozwala na zatruwanie samego siebie. My takie narzędzia mamy, ale przekonania o zatruciu organizmu i konieczności zwalczania tego zjawiska – mają się super.
Dziś już wiemy, że bieżące oczyszczanie organizmu zapewniają:
A jeśli faktycznie dojdzie do zatrucia np. metalami ciężkimi, to nie pomoże ani post dr Dąbrowskiej, ani detoks sokowy, ani nic innego, niż interwencja lekarska. I to taka dobrze przemyślana – nawet w medycynie nie stosuje się jednej metody do pozbycia się wszystkich toksyn, nie ma tutaj uniwersalnych rozwiązań.
Mówić, że dietą da się pozbyć toksyn z organizmu, to trochę tak, jakby wypiąć tyłek na dotychczasowy dorobek toksykologii i powiedzieć, że te profesory to się nie znają, bo wystarczyłaby głodówka i po sprawie!
Miało zabrzmieć nieracjonalnie, a wygląda jak typowy komentarz w Internecie pt. „nie znam się, ale i tak się wypowiem”.
Sprawdzajcie komu ufacie.
Osoby w trakcie pierwszego postu dr Dąbrowskiej deklarują poprawę jakości włosów, paznokci, skóry, poprawę samopoczucia i jakości życia.
Spójrzmy na to logicznie. Co takiego może zmienić się w nas faktycznie przez 40 dni?
Tak samo, jak negatywne skutki bardzo złej diety nie pojawiają się w miesiąc z hakiem, tak samo pozytywne skutki jakiejkolwiek dobrej diety nie pojawiają się w miesiąc z hakiem.
Poprawa samopoczucia, lepsza samoocena, to wszystko parametry subiektywne, choć wspierane bardzo solidnym (i rzutującym na całokształt) argumentem. Mamy poczucie, że robimy dla siebie coś dobrego (bo uwierzyliśmy w cudowność diety) i dostajemy szybkie, namacalne potwierdzenie skuteczności – w postaci schudnięcia, które być może wcześniej chcieliśmy osiągnąć wiele razy.
Czujemy się lepiej, bo mamy przekonanie, że robimy coś dobrego i chudniemy.
I choć zwolennicy postu Dr Dąbrowskiej nazywają to „tylko miłym dodatkiem”, to dieta Dąbrowskiej coraz częściej jest stosowana jako dieta odchudzająca. Nad wyraz skuteczna, ponieważ dostarcza nieracjonalnie niską kaloryczność, której nie zaleciłby żaden odpowiedzialny dietetyk planujący bezpieczną redukcję podopiecznego.
Post dr Dąbrowskiej zdaje się być świetnym pomysłem na uzyskanie szybkiej redukcji wagi – szczególnie odkąd swoje „sukcesy” zaczęły pokazywać osoby medialne, np. Karolina Szostak (przeczytaj recenzję „Moja Metamorfoza”).
Wiele mogę zarzucić diecie dr Dąbrowskiej, ale trzeba przyznać, że pozwala na spektakularne schudnięcie. Nic dziwnego, skoro redukuje dzienną podaż energii znacznie bardziej, niż zalecają dietetycy.
Dziwi mnie jedna rzecz: dlaczego to brzmi jak zachęta, a nie jak ostrzeżenie? Czy naprawdę jesteśmy aż tak ogłupieni obietnicą szybkich rezultatów, że nie zważamy na konsekwencje?
Odpowiedzialny dietetyk nigdy nie zafunduje czegoś takiego swojemu pacjentowi, nawet jeśli ceną miałaby być strata klienta czy usłyszenie „Pani jakaś taka za ostrożna”.
Obie te rzeczy słyszałam nie raz, zdania nie zmieniłam.
Może pomóc osobom odżywiającym się w fatalny sposób – słodycze, fastfoody, alkohol, przetworzona żywność, dania instant przy jednoczesnym niejedzeniu owoców i warzyw oraz innych wartościowych składników.
Zaprzestanie ewidentnie szkodliwych nawyków już jest samo w sobie sukcesem.
Ale nikomu nie jest do tego niezbędny post Dr Dąbrowskiej! Zasługa polepszonego zdrowia i samopoczucia nie wynika z jego genialnych zasad, które uzdrawiają organizm, a z połączenia:
Wszystkie warunki można spełnić korzystając ze znacznie bardziej rozsądnych diet, bez szerokiego spektrum negatywnych konsekwencji.
Wszyscy chętnie chwalą się, że robią dla siebie coś dobrego, odkryli super metodę i jest ekstra. Ale o tym, że ktoś przyznaje się do błędu, słyszymy znacznie rzadziej. To nie dotyczy tylko postu Dr Dąbrowskiej, ale wszystkich podejmowanych decyzji – tym bardziej, jeśli w trakcie opowiadaliśmy wszem i wobec, jaki to nie jest świetny pomysł.
Wybierając post dr Dąbrowskiej nad tradycyjne modele żywieniowe, stawiasz czyjeś przekonania, opinie i deklaracje, nad dorobkiem dziedziny nauki, jaką jest dietetyka.
Często słyszę pytanie „Monika, jak nie zwariować! W dietetyce wszystko ciągle się zmienia”. Najwyższy czas odpowiedzieć: owszem, wszystko ciągle się zmienia w dietetyce – ale tej popkulturowej, internetowej.
Dietetyka akademicka aktualizuje swoje stanowisko względem doniesień naukowych. Tak było od początków jej istnienia, dlatego trudno tu o przełomy – zyskujemy raczej coraz bardziej precyzyjne dane potwierdzające pewne przypuszczenia lub dostrzegamy nowe aspekty.
Tak, jak nie będzie przełomu w medycynie na poziomie „myśleliśmy że te nerki to zupełnie nowy narząd”! Tak samo nie będzie przełomu w dietetyce na poziomie „istnieje lepszy model żywieniowy niż urozmaicona dieta bazująca na prawdziwym, wartościowym jedzeniu, bez zbędnych eliminacji”
„Ale mi to naprawdę pomaga!”
Różnym ludziom pomagają różne rzeczy:
Pomaga? Pomaga. Działa? Działa. Podobnie, jak wiele osób wierzy w skuteczność:
To są przekonania tej samej kategorii.
Wyznawcy tych teorii wierzą w skuteczność stosowanych metod, znajdują ich potwierdzenie w swojej codzienności. Ale czy te metody są optymalnym narzędziem do uzyskania trwałych rezultatów?
Mam wątpliwość.
Post dr Dąbrowskiej może przynieść te same korzyści, co zbilansowana dieta, ale wiąże się z dodatkowymi konsekwencjami, szczególnie u kobiet:
„Znam osoby, u których to działa”. „Ktoś zaszedł w ciąże po poście dr Dąbrowskiej”. „Niektórzy nie mają efektu jojo” – to wszystko mogą być fakty. Ale czymże jest ten argument względem solidnych, wielopokoleniowych faktów stojących za zasadami racjonalnego odżywiania?
Dla niektórych ludzi opinie i przekonania są ważniejsze, niż „suche fakty naukowe”. Jednak ja wolę trzymać się faktów i bezpiecznych metod przebadanych wzdłuż i wszerz.
Nigdy nie zaleciłabym nikomu przejścia na post dr Dąbrowskiej, ponieważ każdą domniemaną korzyść można uzyskać bezpieczniejszymi, lepiej przebadanymi zmianami w sposobie odżywiania.
Viola Urban, dietetyk, okiemdietetyka.pl
Podobnie jak Monika, w swojej pracy zawodowej, a przede wszystkim w czeluściach Internetu, często spotykam się z zwolennikami diety owocowo-warzywnej. Co gorsza nie są to osoby na zbilansowanej diecie wegańskiej, tylko osoby, które próbują uzdrowić się tzw. postem Dąbrowskiej lub inaczej mówiąc postem Daniela.
Odkąd pamiętam unikam restrykcji w postępowaniu dietetycznym, a ten
post jest idealnym przykładem popadania w skrajność. Jako absolwentka Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, w swojej pracy zawodowej stosuję wyłącznie metody oparte o silne dowody naukowe.
Swego czasu szukałam publikacji naukowych, które potwierdzałyby bardzo odważne tezy głoszone przez doktor Dąbrowską. Niestety (a może stety) silnych dowodów brak. Nawet na oficjalnej stronie internetowej możemy przeczytać, że doktor aktualnie prowadzi własne badania naukowe, które mają na celu udokumentowanie przypadków ozdrowienia w formie publikacji. Czytając coś takiego mam ochotę wyrywać sobie włosy z głowy, ponieważ znaczy to tyle, że aktualnie brak jest dowodów na temat bezpieczeństwa i skuteczności tej diety, a wszystkie osoby, które to stosują biorą udział w swego rodzaju eksperymencie na własnym zdrowiu.
Podejrzewam też, że praca będzie wyjątkowo stronnicza ponieważ weźmie pod uwagę wyłącznie przypadki „ozdrowień”, a skutki uboczne całkowicie pominie? Rzecz jasna doktor zaleca stosowanie diety pod opieką lekarza, ale przyznam szczerze, że nie znam lekarza, który zaleciłby stosowanie głodówki w ramach leczenia i przeznaczyłby pieniądze w Narodowego Funduszu Zdrowia na monitorowanie efektów i stanu zdrowia podczas takiego nieodpowiedzialnego postępowania. Być może mało w życiu widziałam.
Słabe punkty diety owocowo-warzywnej to przede wszystkim jej niedoborowy profil. Porównując ilość kalorii, białka, niezbędnych kwasów tłuszczowych, witamin i składników mineralnych dostępnych na tej diecie to zaleceń z aktualnych norm żywienia natrafiamy na przepaść. Co gorsza
jest to efekt zamierzony, które potencjalnie ma prowadzić do nasilenia procesów katabolicznych, ale (uwaga!) nie zjadania własnych mięśni, nie pogorszenie regeneracji, a jedynie „zjadania” tkanek chorych, niepotrzebnych i posiadających mutacje. Pierwsze słyszę o tym, żeby organizm mógł wybiórczo eliminować tkanki nowotworowe, złogi tłuszczowe i skrzepy. Wygląda to trochę tak jak w reklamach leków przeciwbólowych, w których tabletka płynie przez naczynie krwionośne i rozbija ból. Cudów nie ma. Niedożywienie organizmu nie spowoduje zagłodzenia chorób. Gdyby post dr Dąbrowskiej był skuteczny to w krajach trzeciego świata mielibyśmy samych zdrowych ludzi.
Oczywiście zgodzę się z tym, że nadmierna konsumpcja pokarmów prowadzi do nadwagi, otyłości i licznych chorób o podłożu metabolicznym. Nie mniej jednak nie ma silnych dowodów naukowych, które udowadniają, że organizm pozbawiony pożywienia likwiduje chore tkanki. Przynajmniej ja takiej pracy nie znam. Jeśli ktoś ma to chętnie przeczytam. Póki co dąży się do tego, aby odżywić organizm, aby zwiększyć możliwości regeneracyjne. Post nie jest dietą odżywczą, lecz typowo niedoborową. O ile w kilka dni nie dorobimy się głębokich niedoborów, tak w przypadku
osób, które stosują post kilka miesięcy, skutki mogą być opłakane. W diecie owocowo-warzywnej jest skrajnie mało białka (prowadzi to nasilenia katabolizmu), praktycznie nie ma niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (organizm nie potrafi ich produkować samodzielnie), wapnia,
żelaza, witaminy D i licznych witamin z grupy B.
Bez suplementacji po kilkunastu tygodniach diety możemy uzyskać:
Współpraca z osobami po poście do łatwych nie należy. Jeśli post utrzymywał się długo to powrót do diety normokalorycznej bez ryzyka efektu jo-jo jest perspektywą bardzo odległą. Skutek jest tego taki, że osoba po kilku (a nawet kilkunastu!) tygodniach postu jest zmuszona do stosowania diety o obniżonej kaloryczności nie dlatego, żeby schudnąć, lecz po to, aby chociażby utrzymać swoją obecną masę ciała. Wynika to w dużej mierze ze spowolnienia podstawowej przemiany materii (organizm robi wszystko, by przetrwać głód). Każdy dietetyk wie jak trudno jest odpowiednio odżywić pacjenta na diecie 1200 czy 1300 bez suplementacji. Trudno! Właśnie dlatego w pracy z pacjentami dążę do
tego, aby kalorii było możliwie dużo, a co za tym idzie zmieściło się w niej dużo witamin i składników mineralnych. Wśród osób, które przez długi czas stosowały post często pojawia się też nietolerancja laktozy (długa przerwa w ekspozycji na ten dwucukier prowadzi do obniżenia wydzielania enzymu laktazy) czy glutenu (tak jak już wspomniałam, post nie zawiera glutenu, dlatego negatywnie wpływa na florę bakteryjną jelit, przez co mogą pojawić się objawy nietolerancji). Jedyna dobra cecha tej
diety jaką widzę u osób, które ją stosowały to otwarcie się na dużą ilość warzyw w diecie.
Niektóre osoby przed postem jako jedyne warzywa jadły ziemniaki do obiadu i plasterki pomidora na kanapce, a po poście rzeczywiście asortyment lubianych warzyw jest ogromny. Przede wszystkim zmienia się
ludziom smak, ponieważ nie są narażeni na sól i cukier, więc kubki smakowe zaczynają doceniać naturalny smak warzyw. Dla osób, które do tej pory wszystko przesalały, kilka dni całkowitej rezygnacji z soli i cukru może być zbawienne.
A moja opinia? Zawsze powtarzam, że radykalne metody nie są dla mnie. Jest mnóstwo dobrze przebadanych protokołów żywieniowych, które pozwalają nam uzyskać ten sam efekt – chociażby dieta DASH czy śródziemnomorska, których skuteczność i bezpieczeństwo stosowania opisano wzdłuż i wszerz w naprawdę pokaźnej ilości badań naukowych. Wielu zwolenników diety Dąbrowskiej i postu Daniela posiłkuje się argumentacją, że post wspomaga procesy samonaprawcze i jako przykład
potwierdzający tę tezę podaje pracę naukową laureata nagrody Nobla Youshuri Ohsumi. Trudno jednak ludziom wytłumaczyć, że prace te wykonano na poziomie komórkowym i obecnie nie da się tego odnieść do sposobu odżywiania. Nie ma jednoznacznych dowodów na to, że pozbawienie organizmu substancji odżywczych umożliwi nam selektywne likwidowanie chorych komórek. Aby móc komuś obiecać efekty, trzeba mieć na to jednoznaczne dowody, a z tego co się orientuję, model
żywieniowy jakim jest dieta owocowo-warzywna nie doczekał się badań na szeroką skalę. Nie mamy pewności jakie skutki uboczne generuje po latach, czy na pewno działa. Moim zdaniem jest to zbieranina ładnie brzmiących obietnic leczenia połowy chorób cywilizacyjnych, która opiera się na słabnącym zaufaniu do lekarzy. I o ile byłabym skłonna polecić komuś 3 dni jedzenia samych warzyw i szybkie rozszerzanie diety, aby po prostu wejść na inne tory, tak absolutnie odradzam głodówki trwające 2-6 tygodni.
Viola Urban – dietetyk, absolwentka Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, autorka bloga OkiemDietetyka.pl, książki „Poranne Inspiracje – zdrowe śniadania w 15 minut” oraz wielu artykułów popularnonaukowych o tematyce żywieniowej. Prywatnie wielka fanka jogi, długich wycieczek rowerowych i podróży.
Anna Paluch, psycholog, psychodietetyk, dbamocud.pl
Z perspektywy psychodietetyki głodówka lecznicza stosowana w celu odchudzania może być sztandarowym przykładem na to, jak odchudzanie w postaci wprowadzanych restrykcji powoduje późniejsze przejadanie się.
Tego, że dieta Dr Dąbrowskiej jest związana z wprowadzeniem licznych restrykcji, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Odrzucamy właściwie wszystkie produkty i zostajemy przy wybiórczych warzywach i owocach. Wiele badań poświęcono odchudzaniu w postaci wprowadzonych restrykcji i wpływowi na efekty diety. Najczęściej okazuje się, że osoby odchudzające się poprzez odmawianie sobie jedzenia w pewnych ilościach lub rezygnujące z pewnych produktów uzyskiwały efekty gorsze od tych osób, które nie odchudzały się lub wybierały metodę w postaci aktywności fizycznej.
Opisano wiele teorii i modeli wyjaśniających ten proces, które w większości sprowadzają się do tego, co ja nazywam efektem zakazanego owocu, a naukowcy paradoksem kontroli mentalnej. Nasz umysł nie lubi ograniczeń, a im bardziej mu je nakładamy, tym większą reaktancją (oporem) reaguje. W praktyce skutkiem ograniczania sobie pewnych produktów, jest wzmożenie aktywności mózgu na wszelkie sygnały o dostępności do nich np. idąc ulicą zamiast sklepów z ubraniami, zauważamy kawiarnie i restauracje. Z tego powodu, że po okresie wzmożonych restrykcji przychodzi kryzys emocjonalny, rozluźnienie albo zwyczajne zmęczenie stawianymi sobie rygorami, następuje przejadanie się i bardzo szybko tracimy uzyskane efekty na rzecz jojo. Zwiększenie masy ciała powoduje znów niezadowolenie i chęć szybkiego powrotu do stanu z okresu restrykcji, znów je sobie nakładamy i znów po jakimś czasie nie wytrzymujemy. Popadamy w błędne koło tycia i odchudzania, co ze zdrowiem i leczeniem ma niewiele wspólnego.
Niestety czytając komentarze na forach poświęconych temu postowi, utwierdzam się w przekonaniu, że dla wielu osób to aspekt szybkiej utraty wagi, przeważa nad aspektem leczniczym i to jest największe zagrożenie. Obracając się w takim błędnym kole rozregulujemy sobie nasz proces samokontroli i poczucia własnej skuteczności podporządkowując życie niejedzeniu i przejadaniu się, zapominając, gdzie jest norma w tym zakresie.
Właśnie z powodu paradoksu kontroli mentalnej i funkcjonowania naszego umysłu ważne jest ominięcie tego efektu i zapobiegnięcie wyczerpaniu zapasów energii do kontrolowania się, poprzez dbanie o zdrowe nawyki żywieniowe, skupienie się na ilości, a nie eliminacji produktów i korzystanie z licznych, dobrych zamienników. Tylko wtedy tworzymy warunki neutralne do skutecznego odchudzania, ale to wymaga niestety czasu.
Poprzez nasze nieustanne starania o szybkie efekty, metoda, która w teorii miała być sposobem na zdrowie (nawet w postaci placebo), nazywana postem lub głodówką leczniczą, z elementami duchowości i odniesień do religii, została sprowadzona do diety odchudzającej, a pierwsze pytanie, zadawane przez ochotników nie jest o poprawę samopoczucia, ale o ilość kilogramów, które można zrzucić. To chyba najlepiej pokazuje, że nie o samą metodę chodzi, ale o jej wykorzystanie.
mgr Anna Paluch – psycholog, psychodietetyk, specjalista ds. żywienia, ale przede wszystkim fanka holistycznego podejścia do zdrowego stylu życia i diety. Właścicielka Gabinetu Psychodietetycznego Flow by Ania, autorka bloga poświęconego zdrowemu stylowi życia dbamocud.pl, gdzie również dla specjalistów publikuje teksty w Strefie Specjalisty z zakresu psychodietetyki i psychologii zmiany. Autorka popularnego E-kursu dla specjalistów „Psycho dla dietetyka (i nie tylko!)” oraz „Podstawy psychologii w kontekście zmiany” oraz webinarów psychodietetycznych. Współpracuje szkoleniowo z portalem Psychologia w Polsce oraz firmą Kursy dla dietetyków, zastępca redaktor naczelnej w Magazynie Psychologicznym Bang!, w którym regularnie publikuje artykuły eksperckie z zakresu psychodietetyki i psychologii.
Dorota Traczyk, dietetyk, dieta-sportowca.pl
Post dr Dąbrowskiej nie powinien być stosowany przez osoby, które nie przyswoiły dobrych nawyków żywieniowych. Część osób twierdzi, że najpierw zastosuje post, osiągnie szybki spadek masy ciała – a dopiero wtedy wprowadzi rewolucję w codziennym menu.
W moim odczuciu grozi to wyrobieniem nieprawdziwej wizji tego, jak prawidłowy jadłospis powinien wyglądać. Jednocześnie proszę nie zrozumieć mnie źle – sądzę, że w pewnych przypadkach ta dieta może mieć swoje zastosowanie, ale priorytetem zawsze powinno być wyjście od zbilansowanej diety opartej na realizacji zapotrzebowania kalorycznego.
Niestety post dr Dąbrowskiej i sport – czy to ambitnych amatorów czy zawodowców – nie idą w parze. Aktywność fizyczna podczas postu powinna być ograniczona do spacerów. U osób regularnie trenujących stosowanie postu wymuszałoby zmniejszenie intensywności / zaprzestanie treningów na ponad miesiąc (mowa o rekomendowanych 42 dniach). Żaden szanujący się sportowiec nie chce robić tak długich przerw w treningach, zwłaszcza nie wiedząc czego może się spodziewać po poście, poza spadkiem masy ciała. Aby jednak nie być jednostronną – znam zawodowych sportowców, którzy raz w roku w okresie roztrenowania stosują niskokaloryczną, warzywną dietę przez tydzień. Czują się po tym lżej, odpoczywają od sporych ilości jedzenia i mają czas wytchnienia. To zrozumiałe i szanuję takie decyzje. Nie rekomenduję diety dr Dąbrowskiej w żadnym innym okresie, ponieważ musiałabym wziąć na siebie odpowiedzialność za ograniczenie zdolności wysiłkowych możliwości progresu u moich podopiecznych.
Post nie jest dobrym pomysłem na odchudzanie, ponieważ nie utrwala dobrych nawyków żywieniowych i może dawać błędne przekonanie, że dieta musi być trudna do zastosowania, bardzo ograniczona i skrajnie niskokaloryczna. Zwłaszcza u osób, które dbają o swoje ciało, taka dieta nie ma szans realizować zapotrzebowania na białko, węglowodany i tłuszcze, nie mówiąc już o witaminach i składnikach w nich rozpuszczalnych. U części aktywnych kobiet pula 2000 kcal to wartość redukcyjna. Tkanka tłuszczowa leci w dół, mięśnie pracują jak należy, siła do treningów i codziennych wyzwań – jest! Jak mają czuć się dobrze jedząc – tej puli? Nie ma to szans na powodzenie.
Moim celem jest uświadamianie, że można jeść całkiem sporo na redukcji u aktywnych osób, realizując przy tym wszystkie założenia dobrego jadłospisu. U starszych osób o niskiej aktywności fizycznej i dobrej diecie na co dzień – widzę pewne zastosowanie postu dr Dąbrowskiej
Dorota Traczyk – mgr dietetyki i dietetyk sportowy. Założycielka bloga / poradni dieta-sportowca.pl
Na co dzień współpracuje z osobami aktywnymi oraz zawodowymi sportowcami. Konsekwentnie przekonuje na blogu kilkadziesiąt tysięcy osób miesięcznie, że żywienie ma współgrać z organizmem, a nie być problemem. Prowadzi wykłady i warsztaty. Jej motorem napędowym jest niesienie pomocy innym. Prywatnie związana ze sportem wytrzymałościowym od wczesnego dzieciństwa, obecnie trenuje kolarstwo szosowe.
Justyna Świetlicka, dietetyk, owsiana.pl
Jakie zagrożenia niesie za sobą stosowanie postu Dr Dąbrowskiej?
Jednym z najważniejszych aspektów skutecznego odchudzania oraz trwałej zmiany nawyków żywieniowych jest zdrowa relacja z jedzeniem. Post Dr Dąbrowskiej jest jedną z wielu „diet cud”, których głównym założeniem jest wykluczenie przez pewien okres czasu długiej listy potencjalnie szkodliwych produktów. Takie podejście do diety pogłębia postrzeganie niektórych produktów jako złych, a innych jako dobrych oraz buduje negatywną relację z jedzeniem. Efekty diety mogą być spektakularne. Niestety słowo dieta kojarzyły się później z restrykcjami, wykluczeniem ulubionych produktów oraz cierpieniem. Przez takie podejście do odżywiania pogłębia się przekonanie o tym, że redukcja masy ciała to katorga oraz koniec życia towarzyskiego.
Post Dr Dąbrowskiej ma określone ramy czasowe. A co dzieje się po jego zakończeniu? Najczęściej powrót do dawnych nawyków żywieniowych, przybieranie na wadze, poczucie winy oraz niezadowolenie z siebie. Skoro post się skończył trzeba się nagrodzić i nadrobić stracony czas. Tylko po co? Skoro małymi krokami można wprowadzać zmiany, cieszyć się zdrowszymi posiłkami, gotować z radością, czerpać przyjemność z ulubionej aktywności fizycznej i celebrować jedzenie z bliskimi.
Konieczność spożywania białka, tłuszczów oraz węglowodanów w odpowiednich dla danej osoby proporcjach nie podlega dyskusji. Odżywiając się przez pewien czas jedynie warzywami i owocami narażamy się na niedobór składników mineralnych oraz witamin rozpuszczalnych w tłuszczach niezbędnych to właściwego funkcjonowania naszego organizmu. Nasze ciało posiada mechanizmy odpowiedzialne za oczyszczanie organizmu i dieta Dr Dąbrowskiej nie jest do tego konieczna.
Justyna Świetlicka, Dietetyk, trener personalny, autorka bloga owsiana.pl
Małgorzata Jackowska, dietetyk, małgorzatajackowska.com
Jestem zwolenniczką zdroworozsądkowego i długoterminowego podejścia do poprawy nawyków żywieniowych, więc głodówki i posty nie są moją ulubioną metodą pracy. Wiem, że są osoby, które lubią zacząć zmiany w odżywianiu od pewnego rodzaju „rozgrzewki” i wiele popularnych diet tak właśnie działa – Montigniac, South Beach i inne. Myślę jednak, że zdecydowanie lepiej działa wprowadzanie zmian, które łatwiej jest nam utrzymać długo niż kilkudniowe czy kilkutygodniowe restrykcyjne diety po których trudno jest nie wrócić do dawnych złych zwyczajów.
Pracuję przede wszystkim z mami po porodzie, karmiącymi piersią lub kończącymi karmienie i rodzicami małych dzieci. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego stosowanie warzywno-owocowego postu w przypadku dzieci to nie jest dobry pomysł. Nawet jeśli maluch potrzebuje zmian w diecie np z powodu nadwagi to jego dieta powinna dostarczać wielu różnych składników a urozmaicenie w diecie jest potrzebne również ze względu na kształtowanie dobrych zwyczajów żywieniowych i poznawanie różnych produktów. W przypadku odchudzania po porodzie i stosowania postu w czasie karmienia piersią to mam kilka obaw. Dieta warzywno-owocowa jest bardzo niskokaloryczna i nie dostarcza potrzebnej ilości białka i tłuszczów. W okresie karmienia piersią zapotrzebowanie kaloryczne i zapotrzebowanie na białko są większe a silne restrykcje kaloryczne i jakościowe w diecie mogą prowadzić w najlepszym wypadku do osłabienia, ale też zaburzeń hormonalnych i niedożywienia.
W pierwszych tygodniach po porodzie mama powinna jeść według swojego apetytu, zdrowo, ale bez niepotrzebnych ograniczeń kalorii, białka i tłuszczów.
Jeżeli chcemy zacząć odchudzanie po ciąży to zrezygnujmy z wysoko przetworzonej żywności, ograniczmy do minimum słodycze i szybkie przekąski typu paluszki czy chrupki, szczególnie te sklepowe. Jedzmy dużo warzyw i owoców – to na pewno dobry kierunek, ale nie powinny one stanowić jedynego składnika diety! Potrzebne są też źródła białka – zwierzęce i roślinne (lub tylko roślinne jeśli jesteśmy na diecie wege) i tłuszczu – najlepiej z olejów roślinnych, nasion, orzechów. Do produkcji mleka i codziennego funkcjonowania z małym dzieckiem potrzebne jest dobre samopoczucie, dobre odżywianie i zadbanie przede wszystkim o swój organizm. Umiarkowane deficyty kaloryczne mogą być stosowane w czasie laktacji, spadek masy ciała powinien być zaplanowany na maksymalnie 0,5-1kg m.c. tygodniowo. to nie zaszkodzi ani laktacji ani samopoczuciu matki. Ale stosowanie długotrwałej diety o bardzo niskiej energetyczności i niewystarczającej ilości składników odżywczych może też spowodować, że mama karmiąca będzie mieć problemy z produkcją wystarczającej ilości mleka dla swojego dziecka.
Jeżeli bardzo zależy Wam na zastosowaniu niskokalorycznej diety, schudnięciu po ciąży i potrzebujecie zacząć od „rozgrzewki” opartej o eliminację wybranych produktów to skorzystajcie z pomocy wykwalifikowanego dietetyka. Pomoże ustalić dietę, w której nie zabraknie potrzebnych Wam składników odżywczych a jednocześnie umożliwi bezpieczne schudnięcie lub poprawę sposobu odżywiania po ciąży. I będzie bezpieczne.”
Małgorzata Jackowska – Specjalistka żywienia człowieka i dietetyki, absolwentka i doktorantka SGGW w Warszawie, dyplomowana promotorka karmienia piersią i doula certyfikowana Stowarzyszenia Doula w Polsce. Współtworzy Kwartalnik Laktacyjny i jest prezeską Fundacji Promocji Karmienia Piersią. Prowadzi szkolenia, warsztaty i indywidualne konsultacje dla rodziców i profesjonalistów. Autorka bloga malgorzatajackowska.com oraz licznych artykułów dotyczących tematyki, w której się specjalizuje.Zajmuje się tematyką żywienia niemowląt i małych dzieci, rozszerzania diety i baby-led weaning oraz żywienia matek w okresie ciąży i laktacji. Mama dwóch chłopców.
“Nie stresuj się tak” – ale by było pięknie, jakby ten tekst kiedykolwiek zadziałał na kogoś, kto jest w swoim szczytowym momencie stresu. Proces odzyskiwania wewnętrznej równowagi jest bardzo złożony…
Zaburzenia z napadami objadania się (BED) to jedno z najczęściej występujących zaburzeń odżywiania, które charakteryzuje się utratą kontroli nad jedzeniem i towarzyszącym temu poczuciem winy. Choć sporadyczne przejedzenie zdarza się…
Dieta fleksitariańska może być na początku wyzwaniem. Jeśli do tej pory białkową bazą większości Twoich posiłków było mięso to wprowadzenie roślinnych źródeł białka może wydawać się wymagające. Na szczęście możesz…
Jeśli zastanawiasz się, jak ułożyć pełnowartościową, smaczną i zbilansowaną dietę bez konieczności odwiedzania wielu sklepów, to jest dla Ciebie rozwiązanie. Korzystając z produktów dostępnych w Dino (i każdym zwykłym sklepie)…