Blog

powrót
Wróć
19.08.2022

Od kołka do joginki

Lajfstajl
--
joga, mobility, rozciąganie, ruch
jak zacząć jogę

Przeglądając zdjęcia z biwaku trafiłam na kilka ujęć, które Łukasz zrobił mi z przyczajki, gdy ćwiczyłam jogę. Na macie nie stał już poczciwy pies z przykurczoną nogą i głową w dół, tylko taki zadbany adopciak, któremu wreszcie ktoś powycinał punkty spustowe kołtuny:

Półtora roku. Pozwalam sobie nieprzyzwoicie się tym jarać, bo nigdy nie pomyślałabym, że taka sprawność jest w moim zasięgu! Myślałam, że trzeba mieć predyspozycje i/lub bardzo angażować się w ruch. Dobrze się mylić!

Nigdy nie pomyślałabym, że joga rozsiądzie się w mojej codzienności na dobre. I że mogę dzięki niej czuć się w swoim ciele tak wygodnie!

Lektura dzisiejszego tekstu ma sens dopiero po zapoznaniu się z wpisem: Jak zaczęłam ćwiczyć jogę i co mi to dało? Bez tego łatwo o mylne przekonanie, że treningi (i efekty) przyszły lekko i naturalnie.

To tak bardzo bardzo nie moja historia! Zajrzyjcie do części I, żeby zyskać bliższy prawdzie obraz moich początków. Pisząc tamte słowa jeszcze nie wiedziałam, że właśnie wchodzę w przełomowy etap mojej praktyki. Tam też opowiadam więcej o jogowym mindsecie, a dziś skupię się na fizyczności.

Jak do tego doszło? Wiem!

Na pierwszych zajęciach jogi byłam cztery lata temu. Zaczynałam zdecydowanie z poczucia obowiązku – joga podobała mi się bardziej, niż inne zajęcia, ale wciąż znacznie mniej niż moja domyślne ulubione ćwiczenie: leżenie. Przez pierwsze 2-3 lata chodziłam na zajęcia 1-2 razy w tygodniu. Prawie za każdym razem musiałam ze sobą negocjować: skoro nie chce mi się, to poćwiczę z niechcemisiem.

Na początku 2021 roku moja przyjaciółka szukała rozruchu po pandemicznej treningowej przerwie. Została na dłużej. Ania jest bardziej zdyscyplinowana ode mnie, więc gdy umówiłyśmy się, że na jogę chodzimy zawsze razem, zawsze po pracy, w stałe dni tygodnia – faktycznie zaczęłyśmy to robić. Nie chciałam ciągnąć jej w dół, więc zamiast szukać wymówek do odpuszczania zajęć, grzecznie chodziłam. Zajęcia stały się obowiązkiem podobnym do wyrzucenia śmieci czy zmycia makijażu. Nie bardzo się chce, ale jednak wolę jak w mieszkaniu nie śmierdzi a skóra nie dusi się pod całodniową tapetą.

Z czasem ćwiczenia zaczęły przychodzić coraz łatwiej, szybciej układałam się w asanie, czerpałam z tego więcej przyjemności niż frustracji. Pojawiły się pierwsze efekty z kategorii „co jak co, ale mostka z nogą do góry to ja nigdy nie zrobię”. Wciąż za dobrze pamiętam, jak zaczynałam!

joga jak zaczac
Wspaniałą rzecz zrobił obiektyw szerokokątny ze stopą na pierwszym zdjęciu <3

I nagle z dwóch treningów w tygodniu zrobiło się cztery-pięć.

Paradoks zaangażowania i efektów

Dawniej próby dawania z siebie 100% w treningach szybko mnie wypalało. Robiłam przerwy giganty, szukałam wymówek, a gdy już wypracowałam bardziej regularny schemat, to wracałam z treningu tak zmęczona i zakwaszona, że nie ruszałam się za wiele poza siłownią.

No i nagle dostałam w twarz niewygodną prawdą objawioną: nie lubię męczyć się fizycznie, ani ustawiać życia pod treningi. Dla mnie aktywność fizyczna to bardziej środek do celu – silnego, sprawnego, wygodnego ciała – niż atrakcja sama w sobie.

Pozwoliłam sobie iść na łatwiznę. Wiem, że mój plan treningowy nie jest optymalny, ale mam to w coraz zgrabniejszej dupie od nowego podejścia 💁🏼‍♀️.

Paradoks polega na tym, że ➡️odpuszczając zaangażowanie w trening łatwiej mi na niego wyjść ➡️ trenuję częściej ➡️ poprawiam siłę i kondycję ➡️ treningi stają się łatwiejsze ➡️ zaczynam mieć możliwość robić to TROCHĘ ciężej ➡️ trenuję częściej i solidniej, więc widzę progres ➡️ mam ochotę dawać z siebie więcej.

U mnie działa!

Praktykuj, reszta przyjdzie

jak zacząć jogę

Nie robię ćwiczeń pod mostek, a robię mostek.

Nie rozciągam się do szpagatu, a parę razy zdarzyło mi się w nim znaleźć.

Nie robię nic specjalnego, żeby otworzyć barki, a zakresy się zwiększają i otwieram barki.

Moja nauczycielka często powtarza za jakimś Pro Panem Joginem: „Pratice, practice, practice – the rest is coming”. Im dłużej i bardziej świadomie praktykuję jogę, tym więcej korzyści czerpię z poszczególnych asan. Zaczynam ogarniać o co chodzi z wkręcaniem miednicy, chowaniem ogona, luzowaniu barków, odkręcaniu bicepsów i wypychaniu łopatek. Nie dlatego, że przeczytałam super wpis instruktażowy na jakimś super blogu, ani nie od jakiejś tajnej, nieprzeciętnie skutecznej sekwencji ćwiczeń.

To przyszło jakieś kilkaset matogodzin od pierwszej praktyki.

Jak joga działa na sylwetkę?

Jest mi w moim ciele najwygodniej w życiu. Przez ostatnie lata liczyłam się z gorszymi efektami sylwetkowymi, bo od dawna nie redukuję, nie rzeźbię, nie robię ćwiczeń pod konkretną figurę. Bo mi to trochę tito. Nie daję z siebie wszystkiego, często idę na łatwiznę i trzymam się raczej planu ruchowego optimum, niż podejścia nołpejnnołgejn.

Jestem w szoku, że joga, jeden trening siłowy w tygodniu i aktywność spontaniczna mogą dawać takie efekty wizualne. Trenowałam już w życiu ciężej (epizod kettlowy), ale nigdy nie podobałam się sobie bardziej.

Joga kojarzy się z powolnym, wyciszającym rozciąganiem i faktycznie – na przykład yin yoga tak wygląda, ale już joga Iyengara, ashtanga czy vinyasa potrafi dać wycisk siłowy i kondycyjny. Nie raz miałam tętno w strefie ćwiczeń kardio, pot kapał nie tylko po nosie, ale i po tyłku, a zakwasy (mikrouszkodzenia mięśni) potrafiły trzymać 2-3 dni. Przykładając się do praktyki, uzyskamy intensywny trening całego ciała.

Plan treningowy z jogą

Mam bardzo luźne podejście do planu treningowego. Wytyczył go harmonogram zająć z moją ulubioną nauczycielką, a jeśli z jakiegoś powodu nie mogę wziąć udziału w zajęciach, po prostu odpuszczam i wracam przy pierwszej możliwej okazji. W kiepskie tygodnie robię jogę tylko dwa razy, a zdarzają się takie, gdzie codziennie. Zawsze na miarę możliwości – nie daję z siebie ani więcej, ani mniej niż w danym momencie mogę.

Poniedziałek: trening siłowy, ogólnorozwojowy.

Przykładowe ćwiczenia: przysiady, wykroki, martwe ciągi, pompki, podciąganie (czy raczej próby podciągania – parę razy się udało), TGU i inne ćwiczenia z kettlami. Sporo elementów mobility i aktywnego rozciągania.

Wtorek, środa: joga klasyczna.

Moja ulubiona nauczycielka praktykuje styl Joga Iyengara (chodzę głównie do Kariny Michałowskiej, do Lido Movement Studio – mają tu dużo super instruktorek; a jeżeli nie wiesz jaki rodzaj jogi jest dla Ciebie koniecznie przeczytaj: Jaką jogę wybrać?). Wykorzystujemy klocki, paski, drabinki, krzesła, koce. Stopniowo uczymy się drobnych elementów, które po kilku tygodniach okazują się prowadzić do bardziej zaawansowanej asany. Cieszę się, że trafiłam właśnie na jogę Iyengara, bo czuję, że daje solidne podstawy do praktykowania całej reszty. Na przykład, gdyby trafiła na vinyasa flow (bardziej płynna joga z szybko zmieniającymi się ćwiczeniami), mogłabym się zniechęcić. Łapię technikę bardzo wolno, a Iyengar daje czas na ogarnięcie wszystkiego po kolei.

Czwartek: szpagaty, stretching lub joga

W drugiej połowie tygodnia treningowe morale spadają ;). I pozwalam sobie na elastyczność w wyborze zajęć adekwatną do zmęczenia ciała. Chodzę na warsztaty rozciągania, co jakiś czas odwiedzam zajęcia innego nauczyciela. W międzyczasie dużo spaceruję, czasami biegam, jeżdżę na rowerku stacjonarnym, a w rzadkich przypływach zwiększonego fit entuzjazmu robię krótkie zestawy mobility z Maćkiem albo spontaniczne yoga flow.

Cel? Nie przestawać tego robić!

mata do jogi kosmiczne koty

Nadal nie zdarzyło mi się obudzić z myślą mmmmmm jak bardzo nie mogę doczekać się jogi! Wciąż głównym decydentem o wyjściu na trening jest rozsądek, a nie motywacja. Ale czerpię tyle korzyści z praktyki, że zwyczajnie nie wyobrażam sobie już tego nie robić.

Sto lat z jogą! A od jakiegoś czasu na własnej, próbnej macie „Kosmiczne Koty” <3. Jeszcze parę miesięcy testów i jak zdadzą egzamin, to przed świętami wejdą do sprzedaży.

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyk, samozwańczy doktor Lifestyle - pisze lekko o sprawach wagi ciężkiej. Promuje zdrowe podejście do zdrowego stylu życia i pozytywne odchudzanie oparte na skutecznych, udowodnionych naukowo metodach. Lubi czekoladę i hamburgery, ale udało jej się schudnąć - Tobie też ułatwi zadanie.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Jedna drobna uwaga. „Instruktażowy” 🙂

  • Zaraz skisnę, dalej mówisz o sobie jak o leniwej bule, a tu ile treningów w tygodniu i jakie umiejętności! Super! A figura- marzenie 😀