Phi, przecież lubię jeździć na rowerze. To nie może być bardziej męczące od biegania!
No to się zdziwiłam.
Standardowo już (w tej serii ukazały się posty o zajęciach HIIT, fat burn, fit pump) opisuję swoje doświadczenia zdobyte w łódzkim Fit Fabric – mojej siłowni partnerskiej i jednocześnie miejsca, które odwiedza co najmniej połowa mojego roku (rewelacja!).
Ale wracając do tych rowerków. O co tyle szumu? Fit bike (znany również jako spinning) to taki aerobik tyle, że z siodełkiem pod tyłkiem. Z tym, że wspomniane siodełko bezpośrednio pod tyłkiem znajduje się przez nie więcej niż 10% – całą resztę trasy pokonujesz „na stojąco”. Rowerki mają opcję dostosowania obciążenia tak, by symulowały jazdę po płaskiej powierzchni lub po wzniesieniu (moje uda do dziś płaczą na myśl, o niektórych podjazdach)! Na szczęście (i pewnie trochę wbrew pozorom) spinning/fit bike nie mają wiele wspólnego z jazdą na rowerze stacjonarnym w domowym zaciszu.
Nie bez znaczenia jest to, że na sali znajduje się kilkanaście (a w niektórych klubach pewnie i kilkadziesiąt) rowerków, zajęciom towarzyszy super energetyczna muzyka i iluminacje świetlne rodem z rasowej weekendowej przytupówy (ej, jeździ się przy tym naprawdę fajnie!), a instruktor to wulkan energii. A jeśli nie, to zmieńcie klub, bo szkoda się męczyć :).
Spinning jest świetną opcją dla początkujących – mimo, że to naprawdę intensywne zajęcia. Dlaczego?
Spinning czy fit bike to zajęcia, podczas których paradoksalnie można odpocząć. A na pewno można dać odpocząć umysłowi. To świetny pomysł na reset po całym tygodniu pracy, bo naprawdę można dostać niezły wycisk. Ktoś może powiedzieć, że to samo da większość zajęć fitness o dużej intensywności czy porządny trening siłowy – prawda. Ale żadne z wymienionych zajęć nie sprawdzą się tak dobrze u osoby początkującej, która nie czuje się pewnie na siłowni czy w klubie fitness. To będzie też dobra opcja na zbudowanie kondycji, która pozwoli na udział w innych zajęciach bez kompleksów. A co do kompleksów… Naprawdę uważam, że nie powinien ich mieć nikt, kto zaczyna przygodę ze sportem! Wstydzić to mogą się malkontenci narzekający na swoje obrastające tłuszczem ciało, którzy wieczory spędzają przed telewizorem z paczką chipsów. A Wy macie ten problem z ćwiczeniami grupowymi?
Ja spinning lubię bardzo i traktuję jako ciekawą alternatywę dla biegania zimą :). A podczas zajęć zawsze mam w pogotowiu telefon, żeby zawsze móc użyć Shazama!
Przeciwskazania do treningu spinning czy fit bike to kwestia indywidualna. Jeśli regularnie, ciężko i intensywnie trenowałaś przez ostatnie lata, to nawet ciąża nie musi być przeciwskazaniem do wymagających treningów. Po pierwsze – Twój organizm jest do nich lepiej przystosowany. Po drugie – trenując regularnie znasz możliwości swojego ciała i będziesz umiała dobrać poziom zaangażowania do aktualnych możliwości.
Względnymi przeciwskazaniami (do indywidualnej oceny) są:
Pamiętaj jednak, że bezruch bywa większym zagrożeniem niż ruch. Nawet na zajęcia spinning czy fit bike można pójść testowo, dla rozeznania. Osoba bez zbudowanej kondycji może stosować mniejsze obciążenie, wykonywać więcej ćwiczeń w pozycji siedzącej (na siodełku). Nie skreślaj tej opcji ruchu, jeśli masz ochotę spróbować!
W wielu miejscach (w sieci, od dietetyka, lekarza czy na ploteczkach osiedlowych u fryzjerki) słyszy się, że warto jeść pełnowartościowe/zbilansowane posiłki na co dzień. Mówi się, że to podstawa zdrowej…
Woda kokosowa, czyli naturalny izotonik prosto z tropików, to coś więcej niż tylko insta-friendly-napój. Pozyskiwana z młodych, zielonych kokosów, jest nie tylko wyjątkowo orzeźwiająca, ale i kryje w sobie bogactwo…
Temat mikrobioty w ostatnich latach stał się bardzo popularny i badań dotyczących jej wpływu na nasz organizm jest coraz więcej. To że wpływa na trawienie pokarmów jest dość oczywiste, ale…
Jestem prawie pewna, że podczas zakupów rzucił się już Wam w oczy wskaźnik Nutri-Score. To te charakterystyczne kolorowe literki na opakowaniach produktów. W supermarketach widać je coraz częściej, dlatego weźmiemy…
Z tym poczuciem rytmu się nie zgodzę. Przy robieniu różnych figur minimalne poczucie rytmu jest całkiem przydatne 😉 Chodzę na indoor cycling (u mnie tak się to nazywa, ale to chyba to samo co spinning) od początku października raz w tygodniu i waga leci w dół, mimo że właściwie nie stosuję diety; przy zwykłym rowerze waga stała w miejscu. 🙂
Jest przydatne, ale (dla mnie na szczęscie) nie niezbędne. Choć zapewne ułatwia :).
Masz rację – indoor cycling to po prostu kolejna nazwa na te same zajęcia, muszę zedytować (uzupełnić) posta pod tym kątem 🙂
rytm musi być bez tego nic nie zrobisz, będziesz się męczyć tylko
Ja nie wiem, może bierzemy udział w różnych zajęciach 😀 moim zdaniem naprawdę nie jest to konieczne by czerpać korzyść z tego treningu :).
Oj, mam to uczucie do pokazania się. Taka niekomfortowa sytuacja dla mnie stad pewnie nadal tylko ćwiczenia w domu, choć tu problem z mobilizacją. Spinning brzmi bardzo zachęcająco i zaraz będzie, że szukam wymówek, nie będę jednak jeździć 50 km na niego, może tylko 30 km jeżeli w tamtym mieście znajdę. Chyba pokoszę się o szukanie, ale wiem że na miejscu tego u mnie nie ma a wielka szkoda. Człowiek by się znowu zmobilizował do ćwiczeń i przestał może się wstydzić, że mimo wszystko jest początkujący.
Ja mam takie coś rozjeżdżające się na boki, a bardziej przydałby mi się właśnie taki rowerek.
Kiedyś byłam na spiningu i jak zeszłam z roweru byłam cała mokra i ledwo stałam na nogach;)
Ale fajnie było;)
Od niedawna jestem posiadaczką karnetu na siłkę i byłam kilka razy na zajęciach spinningu. Mega mi się to podoba i bardzo lubię takie treningi. Chociaż po pierwszym byłam cała mokra, bolała mnie pupka od tego siedzonka na którym co jakiś czas trzeba było spocząć to nie przestałam chodzić. Nasza trenerka powiedziała mi że w ciągu godziny robimy od 28 do 32 km – robi to na mnie wrażenie i nawet podjazdy w 3 pozycji idą mi coraz lepiej.
Niestety ja jestem mega wstydziochem i m.in. dlatego nie nabyłam żadnego karnetu na siłownie, nie zaglądam w grafiki, nie poszłam na żaden kurs tańca, a tak bardzo bym chciała. Poszłabym, jeśli miałabym z kim. Miałabym jakąs przyjazną i dobrą duszyczkę obok. Jakoś byłoby mi raźniej. Może to wszystko przez to, że raz, za namowa koleżanki uczestniczyłam w zajęciach (nawet nie pamiętam jakich) i tylko się wstydu najadłam 🙁 Byłam jedyna osobą, która brała 1. raz udział w ćwiczeniach. Wszystkie dziewczyny doskonale znały choreografię, dawały radę z każdym ćwiczeniem. O ile instruktorka była bardzo sympatyczna i pomocna, to pozostałe dziewczyny miały ze mnie niezły ubaw. Szepty, obcinanie wzrokiem. No jędze wredne po prostu!
Moja ciocia chodziła na zumbę, mówiła, że tam super atmosfera, ale jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić :/ Może to kwestia tego, że mieszka ona w o wiele mniejszym miecie niż ja, a ludzie z mniejszych miejscowości i miast zawsze wydawali mi się przyjaźniej nastawieni do życia. Nie ma w nich jakiejś chorej zawiści i tego pędu życia co w wielkim mieście.
Od prawie miesiąca za to ćwiczę w domu i na tą chwilę mi to wystarcza, ale czasem po prostu chce się wyjść do ludzi…
Jeśli chodzi o taki spinning, to chyba nie było by dla mnie. Moje kolana mogłyby tego nie wytrzymać. Nawet na zwykłym rowerze mogę jeździć po raczej równym terenie 🙁 Co mnie bardzo demotywuje do jazdy, bo chcąc wrócić do domu muszę podjechać pod bardzo wredną górkę. Dlatego zanim zacznie się sezon rowerowy postanowiłam spróbować na rowerze stacjonarnym, ale w zaciszu domowym 😉 I już nie mogę się doczekać soboty 😀