Blog

powrót
Wróć
09.02.2020

Ostatnia wieczerza, czyli jak nie zaczynać odchudzania

Dietetyka
--
fit, objadanie się, odchudzanie, ostatnia wieczerza

W poniedziałek zaczynasz odchudzanie, a w niedzielny wieczór z radia Twojej wyobraźni rozbrzmiewa Mieczysław Fogg sugerujący, że to ta ostatniaaaaa niedzieeeeeeeeeeeela i skoro od jutra dieta, to wypadałoby dzisiaj zjeść wszystko, co można zjeść, w ilościach, których niby nie da się przejeść, a jednak mimo bólu brzucha się udaje.

Mieczysław Fogg był wspaniałym artystą, ale okazuje się fatalnym doradcą żywieniowym. Przejadanie się śmieciowym jedzeniem – ostatnia wieczerza – to najgłupszy pomysł, który możesz zrealizować bezpośrednio przed startem odchudzania.

Ile kosztuje ostatnia wieczerza?

Moce przerobowe mamy różne, ale załóżmy, że uczta poprzedzająca odchudzanie miałaby umiarkowanie bogate menu (w swojej praktyce zawodowej wielokrotnie spotkałam się z większą skalą ostatniej wieczerzy):

  • średnia pizza pepperoni z sosem czosnkowym (pizza hut) – 1600 kcal
  • piwo pszeniczne 2 butelki – 500 kcal
  • lód Magnum – 250 kcal
  • pół czekolady – 260 kcal

Myślę, że nie muszę Was przekonywać – to i tak nie jest najczarniejszy scenariusz. Ot – wieczór z picką, piwkiem, symboliczny deserek, a i pół czekolady ocalone!

Kaloryczny koszt ostatniej wieczerzy to 2610 kcal. Zakładając, że kaloryczność pozostałych posiłków w ciągu dnia wyniosła tyle, co ilość kalorii spalonych w leniwą niedzielę, mamy do czynienia z wygenerowaniem ponad 2500 kcal nadwyżki.

Co to konkretnie znaczy?

Większość tych kalorii odłoży się w postaci tkanki tłuszczowej. Kaloria to jednostka energii, a energia nie rozpływa się w próżni:

  • jest wydatkowana na ruch, pracę, trening, pracę organizmu itd.
  • jeśli mamy więcej kalorii zjedzonych, niż spalonych, to ta nadwyżka energetyczna jest odkładana w fałdce podpękowej większej

Ostatnia wieczerza sprawia, że odraczasz realizację swojego celu!

Możesz robić sobie heheszki, że przed dietą nie tuczy i wmawiać sobie, że to na pewno się liczy. Dla organizmu ZAWSZE się liczy, a wyniki tych obliczeń oddaje Twoja masa ciała:

  • jesz tyle kalorii ile spalasz = utrzymujesz stałą masę ciała
  • jesz więcej niż spalasz = tyjesz
  • jesz mniej niż spalasz = chudniesz

/pomińmy okresowe wahania związane ze spożyciem soli, perystaltyką, fazą cyklu menstruacyjnego i księżyca/

Możemy poczynić szacunkowe obliczenia. Na bazie artykułu opublikowanego w Nature zakładamy, że 1 kg tkanki tłuszczowej powstanie z około 7700 nadwyżkowych kilokalorii.

Nasze 2610 kcal nadwyżki dostarczy materiału na jakieś 340 g tkanki tłuszczowej. Zakładając optymistycznie, że uczestniczka Ostatniej Wieczerzy ma szansę codziennie wygenerować deficyt kaloryczny około 500 kcal, to 5-6 dni jej odchudzania zostanie przekazane na poczet redukcji szkód po ostatniej wieczerzy.

Czy warto? Czasami ta odpowiedź może brzmieć twierdząco.

Ale czy powinna tak brzmieć z ust osoby, która zarzeka się, że naprawdę jej zależy, żeby w relatywnie krótkim czasie wypracować satysfakcjonujące efekty?

Nie róbcie sobie tego. I tak nie da się najeść na zapas :). A jeśli zaczynacie pozytywne odchudzanie to nie musicie się bać – picki, piwka ani niczego innego nikt Wam nie zabierze. Nie zabroni, nie zakaże, nie będziecie musiały prosić o rozgrzeszenie Matki Boskiej Fitnessowskiej.

To normalne, że smaczne jedzenie smakuje i powinno być uwzględnione w menu nawet w trakcie odchudzania. Ale wtedy, gdy:

  • jest to Wasza przemyślana decyzja, a nie tylko „dobra okazja”
  • rozsądnie uwzględnicie to w bilansie kalorycznym (np. jeden dzień w tygodniu nie będzie redukcyjny, ale na zero – kaloryczność zwiększona do poziomu CPM)
  • nie próbujecie jedzeniem zwalczać stresu albo tłumić smutku – jedzenie nie służy do regulowania emocji

Dajcie znać jak tam nastroje przed jutrzejszym startem pozytywnego odchudzania :). Jakie macie cele?

PS. No i pamiętajcie o naszym magicznym zaklęciu 😉 POMYŚL ZANIM ZEŻRESZ

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyczka, psychodietetyczka, promotorka "Pozytywnego odchudzania", autorka bestsellerów: książki "Bez liczenia i ważenia" oraz Diet z marketów.