Blog

powrót
Wróć
14.07.2022

1/3 roku bez Instagrama, czyli dlaczego ograniczyłam social media

Lajfstajl
--
instagram, jaki lajf, samorozwój
drlifestyle instagram

W zeszłym roku nie było mnie na Instagramie 114 dni. Obok newslettera to właśnie Instagram generuje najwięcej zakupów w naszym sklepie internetowym, który na przestrzeni lat z pobocznego projektu rozwinął się w działalność dającą pracę kilku osobom. W rozwinięciu konta bardzo pomogły mi e-booki o instagramie od Wild Rocks!

Tracę na tej decyzji zasięg i pieniądze, ale zyskuję coś cenniejszego. Mniej czasu w telefonie, to więcej życia w życiu.

Media społecznościowe wchodziły do mojego życia małymi kroczkami (na samym początku miałam w planach tylko blogowanie). Kolejne funkcje SM, konta znajomych, ciekawe treści influsenserów stopniowo zwiększały ich atrakcyjność. Miałam też wrażenie większej decyzyjności niż przy innych zakątkach Internetu – przecież to my wybieramy kogo obserwujemy i uczymy algorytm jaki rodzaj treści ma nam serwować.

Tylko czy na pewno?

Telewizor w mojej kieszeni

Wezmę się i Cię na tapet: możesz spodziewać się po mnie różnych treści w zależności od momentu, w którym trafisz na mój instagram. Inaczej wygląda w podróży, gdy trwa premiera nowego produktu albo gdy dzielę się fragmentami leczenia niepłodności, edukuję ze zdrowszego życia czy serwuję treści związane z odchudzaniem. Nie wiadomo czy wyskoczę z wypiętym pośladkiem, rozciągniętym dresem, brakiem makijażu czy moniką ciesielską diwa stajl wesele edyszon.

Nie wiesz też, ile czasu będzie trzeba poświęcić na konsumpcję tej mniej lub bardziej wesołej twórczości.

Kontrola nad rodzajem treści, które konsumujemy w social mediach jest złudna. Szczególnie, gdy czasami sięgamy po telefon dla odmóżdżenia, w międzyczasie – to raczej nie czas na ambitne treści. A algorytm nie śpi. I pokazuje nam ich więcej.

Mądre głowy zmóżdżają się nad tym, żeby ciężko było nam wyjść z aplikacji, więc nawyk się utrwala.

10 lat temu zrezygnowałam z oglądania telewizji, a z biegiem czasu, na totalnej nieświadomce wsadziłam telewizor do własnej kieszeni, żeby sięgać po niego kilkadziesiąt (!) razy dziennie i spędzać na nim długie godziny każdego dnia. Jasne, że znaczna część z nich dotyczy pracy. Ale dokładnie tak, jak przy „konieczności sprawdzenia tylko jednej rzeczy w Internecie” nagle orientujesz się, że od kilkunastu minut przełączasz kolejne relacje na insta, tak pracując w internetach można w nich nieźle zabłądzić.

I tak się patrzysz na cudze życie i życia, słuchasz mądrych i głupich i głupiomądrych wywodów też. Przyjmujesz do siebie radości, smutki, sukcesy i ekscesy już-nie-tak-obcych ludzi. Uczysz się, rozwijasz, poszerzasz horyzonty, jesteś skłaniany do myślenia.

Maszyna losująca jest pusta, następuje blokady, nie Ty wybierasz rodzaj treści, którymi za moment zostaniesz zalany.

Zaczęłam zauważać minusy ulegania mechanizmom wciągającym w media społecznościowe.

dr lifestyle tajlandia

Najważniejszy i najbardziej motywujący do ograniczenia czasu w mediach społecznościowych, to dla mnie ten cholerny szum tła. Duża ilość bodźców mniemęczy. Nawet, jeśli są to wartościowe materiały na super kontach! Oglądam fajnych, wartościowych, wnoszących coś do mojego życia ludzi. Ale nie chcę, żeby stawało się to moim głównym czasowypełniaczem i zajmowało tyle miejsca w głowie – to przeszkadzało mi w pracy i efektywnym relaksie.

Zauważyłam problemy z koncentracją. Niby czytam książkę, a za chwilę piszę z kimś na whatsappie. Oglądam film i jednocześnie sprawdzam telefon. Przerabiam interesujący kurs, a szybko się nudzę. Zrobienie czegoś wymagającego skupienia i zaangażowania nie jest tak nagradzające dla mózgu jak dynamiczne, krótkie, ekscytujące filmy i obrazki.

Jestem influ. Wiem, jak to działa i jak niewielki % życia ląduje na insta. A mimo wszystko zdarzało mi się zapomnieć o włączaniu filtra, który do każdej treści dodaje „ale pamiętaj, że widzisz tylko jej scenę, bez zaplecza”. Na co dzień mi to tito, ale w gorsze dni wpadałam w spiralę porównywania, która jest totalnie niefair, gdy bierzemy nasze wszystko kontra cudze naj.

Mimo, że postrzegam siebie jako twardo stąpającą po ziemi, niezależną osobę, to gdy ktoś, kogo cenię, miał inne zdanie/dokonał innego wyboru/kładł środek ciężkości swoich zasobów czasowych na co innego niż ja (kosmetyki/ekologia/biznes/dzieci/rozwój duchowy/rozwój sportowy/AAAAAAAAAAAAAAAAAAA I CAŁA RESZTA) wątpiłam czy robię dobrze… żyjąc swoim życiem. To bywa potrzebne i budujące!

Ale kurde, codziennie? Czy naprawdę potrzebuję być kilka razy dziennie skłaniana do refleksji, skoro czasami mam wrażenie, że jeszcze jedna myśl i pęknie mi łeb, bo chwilowo już nic więcej się w nim nie zmieści?

Aktualnie spędzam na insta (poza pracą) około 15-20 minut dziennie, udało mi się kategorycznie zerwać ze spędzaniem w ten sposób przerw w pracy. Nie pytajcie czemu wydawało mi się, że po kreatywnej i umysłowej pracy przed kompem najlepiej będzie odpocząć przed telefonem, nie mam pojęcia! I właśnie w tym rzecz: aplikacje projektowane są tak, żebyśmy mniej myśleli, a więcej klikali.

Cieszę się, że ogarnęłam ten temat!

Nadal zdarza mi się zamulać nad telefonem za długo, ale nie jest już moją pierwszą i ostatnią myślą w ciągu dnia. Zrobiło się jakoś ciszej w moim świecie, częściej słyszę siebie i rzadziej myli mi się to, co ważne dla mnie z tym, co ważne dla kogoś.

Mniejszy zasięg, mniejsze pieniądze, więcej życia

W zeszłym roku nie wrzucałam nic na insta przez ponad 100 dni.

Po pierwsze: nie czuję, żebym miała aż tyle do powiedzenia i pokazania, żeby nadawać w trybie ciągłym, codziennie.

Po drugie: social media mają są projektowane nie tylko po to, żeby wciągać na długie godziny użytkowników, ale żeby nagradzać twórcę za czas spędzany w apce.

Działam w mediach społecznościowych, bo (oprócz tego, że lubię to robić i mieć kontakt z obserwatorami) to świetna metoda na dotarcie do szerszego grona z edukacją i promowaniem trochę zdrow(sz)ego życia, zamiast turbozdrowych zrywów. Dodatkowo zwiększa się sprzedaż produktów z mojego sklepu, firma może działać na swoich zasadach – nie musimy brać mnóstwa współprac, na naszej www nie wyskakują dziwne reklamy, możemy tworzyć darmowe materiały edukacyjne na Diety z marketów, mini ebooki jak na przykład ten ostatni z przepisami na koktajle, webinary i inne opcje, na które nie mogłabym sobie pozwolić, gdyby nie wpływy ze sklepu.

Te miłe, sensowne argumenty prowadzące do (w mojej ocenie) dobrych rzeczy dla mnie, dla firmy i dla obserwatorów mają sens tylko wtedy, gdy ktoś ogląda przygotowane przez nas treści. Nigdy nie interesowało mnie budowanie zasięgów przez dramy czy sztucznie kontrowersyjne opinie (nie że taka jestem szlachetna, po prostu nie chce mi się później męczyć w swoich kanałach z odbiorcami, którzy oczekują czegoś innego niż to, co lubię tworzyć).

Jednak żeby kółeczko z instastories wyświetlało się na początku listy (co zachęca do kliknięcia), powinnam wrzucać coś przez cały dzień – nowa relacja, wpadasz na początek listy. Dodajesz tylko rano? Inni zaraz Cię wyprzedzą. Nie czujesz rolek, nie masz drygu do wideo? Posty (od których przecież zaczynał się instagram i to na nie się pisałam dołączając do tej platformy) mają znacznie mniejszy zasięg. Nie śledzisz innych instagramerek, nie wchodzisz w interakcje? Twoje konto będzie rzadziej polecane. Algorytm algorytmem, ale żeby utrzymać uwagę ludzi, dobrze byłoby tworzyć unikalne, odważne, przełomowe, interesujące, piękne, rozrywkowe i ogólnie takie takie materiały.

Może gdy jest to jedynym zajęciem, to da się zrobić? Mi się nie udawało.

Nie chcę inwestować większości czasu i energii w coś, co szybko znika – treści w mediach społecznościowych żyją bardzo krótko. Nie kręci mnie też stawienie wszystkiego na coś, co nawet nie jest moje i może w każdej chwili zniknąć (blokady kont na insta wcale nie jest rzadkością). Albo co może całkowicie zmienić zasady gry – instagram zfotoalbumu z podpisami stał się snapczato-tiktoko-jutubem z internetowymi dinozaurami, którzy nie chcą odkleić się od standardowych zdjęć. To ja ;).

I gdy tak to sobie porozkminiałam, uznałam, że basta. Spędzając tyle czasu w mediach społecznościowych nie spędzam go gdzie indziej.

Aktualnie czuję, że moja obecność w SM jest świadomym wyborem – wiem na co muszę uważać, jak bardzo dystansować się do bycia non stop ocenianą. Nawet jeśli są to pozytywne oceny, to mogą godzić w niezależność – podświadomie mamy ochotę robić więcej tego, za co dostajemy nagrodę. Szukam złotego środka między stratami i zyskami z obecności w mediach społecznościowych.

Kilka lat temu wydawało mi się, że jeśli Dr Lifestyle upadnie, to z marką upadnę też ja – tak bardzo sklejałam siebie z firmą, stawiałam znak równości między poczuciem własnej wartości, a tym, jak radzi sobie marka. Teraz? Nie wiem, ile jeszcze będę prowadzić firmę w obecny sposób, ale stopniowe redukowanie czasu w mediach społecznościowych jest faktem. Jednocześnie, zamierzam jeszcze bardziej luzować swój stosunek do pracy.

O właśnie – i to chyba będzie puenta. Kiedyś rozkręcanie internetowej działalności było całym moim życiem, prywata i praca non stop się przenikały. Teraz? Choć bardzo lubię to, co robię i poświęcam temu ogrom czasu, to widzę wyraźnie granicę między mną w normalnym świecie, a moją firmą w internecie.

Książki do czytania w międzyczasie

drlifestyle ksiazki

Okej, załóżmy, że chcesz ograniczyć social media. Daję nie więcej niż godzinę, aż Twój kciuk, który miał grzecznie siedzieć w kieszeni sięgnie do blokady ekranu odruchem fantomowym i zanim się zorientujesz, będziesz na bieżąco z memami na Make Life Harder.

Przeglądanie internetów jest silnym nawykiem, dlatego dobrze mieć w zanadrzu coś zamiast. Nie oszukujmy się: sprzątanie trening, spacer NIE są alternatywami dla bezwiednego scrollowania. To musi być coś, co zawsze można mieć przy sobie, po co warto sięgnąć choćby na kilka minut, coś nieprzytłaczającego. Ostatnio przeczytałam kilka takich książek!

Zobacz książki i ebooki Dr Lifestyle!

Poza mną

Nieoczywisty romans, aż udzielały mi się motyle w brzuchu głównej bohaterki (które bywały też ćmami, to nie jest słodopierdząca historia). Ładne, zgrabnie napisane, mądre opowiadanie.

Król darknetu

„Król darknetu” to historia założyciela internetowego podziemia, o którym dawno temu słyszałam, ale z którego absolutnie nic nie rozumiałam. Może właśnie dlatego ta historia jest aż tak wciągająca? Porcjowana krótkimi rozdziałami czyta się wręcz sama, a gdy uświadomisz sobie, że jest literackim zapisem autentycznego śledztwa to…

A co ja Wam będę opowiadać, sami zobaczcie, co zrobi Wam ta historia!

Książki Katarzyny Nosowskiej

„A ja żem jej powiedziała” i „Powrót z Bambuko” to zbiór feliotonów Katarzyny Nosowskiej, która tak pięknie bawi się słowem, że w jej wykonaniu przeczytałabym nawet instrukcję obsługi papieru toaletowego. Można popłakać się ze śmiechu i wzruszenia, zatęsknić za tym, co było i tymi, którzy minęli, ucieszyć się tym, co jest.

Chętnie poznam Wasze polecenia książkowe, czytaliście ostatnio coś fajnego?

PS. Mam tremę publikując ten wpis, tak dawno się tu nie uzewnętrzniałam! Tęskniłam.

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyczka, psychodietetyczka, promotorka "Pozytywnego odchudzania", autorka bestsellerów: książki "Bez liczenia i ważenia" oraz Diet z marketów.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Przeczytałem do samego końca 😉Ja akurat na insta w ogóle się nie udzielam, bo go po prostu nie mam. Choć czasemnie kusiło, ale.uznalam, że już fejs kradnie zbyt dużo mojego czasu. Też próbuję to ograniczać, ale póki co średnio mi idzie. Będę próbować Twoich metod. Bardzo lubię Cię czytać, rób to częściej🙂

    • Sprawiłaś mi dużo przyjemności tym komentarzem, dziękuję! A z ograniczaniem social mediów mam tak jak z ograniczaniem słodyczy – małe kroczki, bez restrykcji i poszło 🙂

  • Naprawdę ogrom mądrości tu ujęłaś! Dla mnie bardzo budujące jest to, że w tym zwariowanym i przekupnym świecie SM są osoby, które widzą te mechanizmy i nie płyną z nimi bezmyślnie. Szacunek dla Ciebie i szczere słowa uznania!

    • Dziękuję!

  • Jejku, jak miło przeczytać taki wpis! Bardzo rezonuje to z moimi ostatnimi przemyśleniami, chociaż jestem na innym etapie, to znaczy: dostrzegam problem i na razie stawiam pierwsze kroki w ograniczeniu IG, bo zdecydowanie go nadużywam, a żyćko płynie bokiem. Kiedyś nałogowo konsumowałam książki, a teraz niestety konsumuję social media. A jeśli chodzi o lekkie polecajki książkowe, to ostatnio bardzo miło czytało mi się „Zagadki Gordianusa” – kryminał dziejący się w antycznym Rzymie. A jeśli ktoś lubi fantastykę, to Brandon Sanderson jest dobry zawsze i wszędzie ❤️

    • Od tej świadomości wszystko się zaczyna:) trzymam kciuki!

  • Totalnie musze rzucić to dzidostwo i przenieść moje życie do reala. Moje uzależnienie jest na tyle silne i nawykowe, że podejmę ten temat na terapii. Do czego to doszło!?

    • ano, dużo osób pracuje nad tym, żeby ograniczenie nie było łatwe. Grunt, że widzimy potrzebę zmiany

  • Dobrze, że ktoś taki jak Ty zwraca uwagę na szkodliwy wpływ SM na nasze życie i daje dobry przykład. Od około 1,5 roku też czuję przesyt, jeśli chodzi o udział tego małego terrorysty z mojej kieszeni. Zaczęłam w związku z tym od dezaktywacji konta na FB na 30 dni i choć na stałe nie potrafię go usunąć, bo co jakiś czas znowu je aktywuję niestety xD to jednak znacznie zdystansowałam się od tego fejkowego świata. Dziękuję za polecone tytuły – skorzystam 🙂

  • Dzięki za ten post ❤️ ja powoli robię kroczek w kierunku rzucenia napadów instagramowych. Przez to scrollowanie nie potrafię skupić się na innych rzeczach. Zabiera mi to tak wiele fajnych chwil. Do tego okazało się,że rzuciłam jedna z moich pasji na rzecz insta, a tak nie może być, bo kocham książki ❤️ fajnie,że o tym piszesz!

    • Oj tak, ten spadek koncentracji na co dzień też zaczął mi doskwierać, a telefon, w którym ciągle czeka na nas coś nowego tak bardzo kusi! Nie wiem czy da się żyć we współczesnym świecie i całkowicie na to udopornić 😉 ale juz ograniczenie o połowę daje sporo czasu na coś innego

  • Kurcze! tak fajny wpis, że aż muszę zostawić komentarz chociaż nigdy tego nie robie. Bardzo fajnie przeczytać znów Monike w „starym” stylu 😉 Oby takich wpisów było jak najwięcej aż się za nimi stęskniłam 😉 A co do SM to chociaż nie mam IG (Bogu dzięki bo już całkowicie by mi zjadło dzień) to jednak z Fb nadal jeszcze jest trochę do poprawy. Kiedyś przesiadywałam naprawdę sporo czasu an Fb i pamiętam jak zjadało to moje życie. Do tego stopnia, że gdy człowiek się obudził to nagle się okazało, ze właściwie tego życia nie ma. Szkoda, że minęły czasy, gdy rzeczywistość wypełniały realne spotkania z ludźmi i kontakty bez tego całego powierzchownego cyfrowego syfu. Chciałoby się cofnąć do analogowego dzieciństwa 🙁

  • Ciekawie napisałaś. Próbowałam zerwać z socialami ale przegrywam. Potrafię nawet 7h spędzić w telefonowym internecie gdy nie pracuję. A ostatnio przeczytałam całkiem sympatyczny kryminał: Tajemnice Fleathouse 🙂 polecam 🙂