Blog

powrót
Wróć
26.07.2017

O (braku) samoakceptacji i największym przeciwniku odchudzania

Dietetyka
--
monika

Jest małym, grubym, łysym facecikiem o wysokim głosie. piskliwym, skrzeczącym, rodem z bazarku. Niestety, czasami również doniosłym i nieznoszącym sprzeciwu.

Właśnie poznaliście Adolfa. To mój wewnętrzny krytyk. Kiedyś nie wiedziałam jak ma na imię i jak wygląda. Dowiedziałam się, bo przeczytałam w mądrych książkach, że jeśli nie potrafimy go uciszyć, musimy spróbować go obśmiać. Ośmieszyć i pozbawić autorytetu.

Liczę się z jego zdaniem coraz mniej, ale kiedyś bardzo często bywał głównym decydentem. Wiele decyzji podejmowałam zgodnie z jego oczekiwaniami, a wielu nie podjęłam z tej samej przyczyny. Gdybym w porę go nie uciszyła, dziś nie byłabym tak zadowolona z życia. Przede wszystkim, nie byłabym tak zadowolona z siebie. Nie byłabym też zadowolona ze swojego wyglądu.

Teraz jestem, choć pozornie nie byłoby w tym nic trudnego, bo dawno nie wyglądałam lepiej, a może nawet nigdy nie wyglądałam lepiej, niż teraz. Jednak byłam też zadowolona wtedy, gdy dopadło mnie paskudne jojo i (jak mogłoby się wydawać) zaprzepaściłam kilkanaście miesięcy ćwiczeń i zdrowej diety. Słuchajcie, ja przytyłam, prowadząc blog o odchudzaniu! Wszystko opisałam w jednym z najważniejszych artykułów na Dr Lifestyle – Tekst, który nie powinien zostać opublikowany.

Nie byłam za to zadowolona przed kilkoma laty, wyglądając tak:

Co widzicie patrząc na te zdjęcia?

Możecie napisać swoją pierwszą myśl w komentarzu, totalnie szczerze. Jestem do tego całkowicie zdystansowana, nie polecą bany ani fochy z przytupem i melodyjką.

Co widziałam patrząc na te zdjęcia bezpośrednio po ich wywołaniu?

Brzuch. Przede wszystkim odstający, wystający, tłusty brzuch. Dopiero później resztę. No wiecie,grube i krótkie nogi. Fałdki przy ramionach. Ulane barki. Cellulit widoczny w pozycji siedzącej, stojącej i każdej innej. Mocno taki sobie całokształt. Lubiłam jedynie swoje łydki. Ale boże broń w butach na obcasie! Żadnych szpilek, bo się robi buła. No chyba że w rajstopach, to może być. Ewentualnie. Ewentualnie, bo gdy tylko widziałam kogoś szczuplejszego/zgrabniejszego/bardziej jakiego,ś obnażałam przed sobą jeszcze więcej niedostatków.

Największy, a już na pewno najgroźniejszy krytyk to ten, którego codziennie spotykamy w lustrze

Jestem przekonana (a nawet wiem to na 100%, bo poruszałyśmy ten temat w grupie dla uczestniczek Korepetycji z odchudzania), że wiesz o jakim zjawisku piszę, bo sam wielokrotnie go doświadczyłeś (a już na pewno doświadczyłaś). Nadmierna koncentracja na wyglądzie, wieczne niezadowolenie z siebie, dążenie do niedoścignionego ideału, wieczne porównywanie się z innymi (najczęściej z tymi, których uważamy się za lepszych od siebie, bo przecież trzeba być ambitnym!) i ciągłe poczucie, że możesz więcej, możesz lepiej, możesz bardziej. A gówno prawda.

Trochę wody w Wiśle i łez na policzkach musiało upłynąć, bym zrozumiała, że jestem wobec siebie zbyt krytyczna. Że nierozsądnym jest stawianie sobie za punkt odniesienia modelek, gwiazd, zawodowych sportowców. Że nie musi być mi przykro, jeśli nie umiem wcisnąć się w rurki w rozmiarze 36 w Zarze (i nawet wtedy, gdy przez nogawkę nie przechodzi nawet stopa). Że moim obowiązkiem nie jest nie tylko noszenie rozmiaru 36, ale nawet dążenie do niego.

Co widzę patrząc na te zdjęcia dziś?

Normalną, szczupłą nastolatkę. Trochę odstaje jej brzuch, ale nie ma tragedii,przestanie pić tyle soków i jeść kanapki na śniadanie, podwieczorek i kolację i będzie rewelacja. Bo dobrze już jest! A już na pewno nie ma powodu do stosowania na przemian diety dukana, kapuścianej i innych dziwnych wynalazków, w trakcie których dzienne zapotrzebowanie na energię pokrywała jedynie w ujęciu tygodniowym.

Samoakceptacja nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądasz

Dziś naprawdę lubię swoje ciało. Nie przeszkadza mi w tym (nadal obecna) fałdka na brzuchu, a snu z powiek nie spędza chęć szybszego progresu, ani 69 kilogramów żywej wagi (niezmienne od kilkunastu miesięcy). Podoba mi się kierunek, w jakim zmienia się moje ciało dzięki treningom, doceniam efekty zdrowej diety, cieszę się, gdy nadal mogę mówić, że dieta bez mleka świetnie działa na cerę (o czym przeczytasz w artykule o leczeniu trądziku bez wydawania nawet złotówki) i ogranicza wzdęcia.

https://www.instagram.com/p/BWfk6W1HnAN

Niezależnie od tego, jak zmieni się moje ciało, nadal będę je akceptować. Samoakceptacja nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądamy. Na nic zdają się komplementy i zapewnienia innych, satysfkacji nie da zarys mięśni na brzuchu, jeśli nie będziemy szczerze akceptować siebie takimi, jakie jesteśmy. Jeśli nie akceptowałabym siebie, nie cieszyłabym się z coraz bardziej jędrnego ciała i poprawiającej się sylwetki, bo przecież zawsze mogłabym mieć lepszą, prawda?

Bez samoakceptacji nawet obiektywnie szczupła i wysportowana sylwetka nie będzie cieszyć, bo ktoś zawsze będzie miał bardziej sterczący tyłek, przy jednocześnie bardziej spłaszczonym i umięśnionym brzuchu. Zawsze znajdziemy w sobie coś, czego można by się uczepić, co mogłoby przesłonić całą resztę pozytywnych zmian.

Dążymy do nieistniejących ideałów, porównujemy się z ludźmi prowadzącymi zupełnie inne życia, mającymi inne możliwości, inny bagaż doświadczeń i nie rzadko lepszy stan zdrowia. Nie akceptujemy siebie i zamiast pracować ZE sobą DLA siebie, działamy przeciw sobie. Jesteśmy w stanie nieustannej „walki o lepszą siebie”, nie jesteśmy w stanie cieszyć się osiągnięciami i realizacją założeń, bo przecież „zawsze musimy starać się być lepszymi niż wczoraj”, a trening „musi być zrobiony” bez względu na okoliczności. Tymczasem…

Im mniej rzeczy w życiu robię na siłę, tym więcej siły mam na robienie rzeczy

Jeśli sobie odpuścisz, będziesz dla siebie bardziej łagodny i mniej krytyczny, zrobisz w swojej głowie miejsce na stworzenie przekonania, że to, co robisz, robisz DLA siebie a nie PRZECIW sobie. Nie musisz już walczyć, nie musisz niczego sobie udowadniać – jeśli akceptujesz siebie, możesz robić nie tylko te same rzeczy, ale nawet więcej ze znacznie większą satysfkacją.

Samoakceptacja nie jest przyzwoleniem na nicnierobienie. Samoakceptacja jest pierwszym krokiem do robieniabardzo.

Pierwszym krokiem ku zwiększeniu akceptacji wyglądu jest rozliczanie się ze sobą przez pryzmat wykonanych działań, a nie ich efektów. Odłóż na chwilę te wszystkie mozolnie projektowane tabelki i notatki na temat Twojej wagi, obwodów, centymetrów, milimetrów i procentów. Zastanów się co MOŻESZ i CHCESZ robić, a nie jaki efekt ma Ci to dać.

Wiem, że to całkowite przeciwieństwo większości poradników na temat efektywności, produktywności skutecznego realizowania celów. Wiem też, że gdzie w grę wchodzi fizjologia, hormony i stan zdrowia, tam nie ma miejsca na utarte schematy, plan „kopiuj wklej” i obietnicę konkretnego efektu po wykonaniu danej liczby treningów i zjedzeniu określonej liczby posiłków w odpowiedniej formie.

Rozliczaj się nie z tego, jak wyglądasz, nie załamuj się nad tym, co doprowadziło Cię do tego stanu, a zaoszczędzoną energię zainwestuj w działanie. Skup się na tym, co masz do zrobienia, zacznij realizować plan i daj się zaskoczyć efektom.

Autor wpisu

Monika Ciesielska

Dietetyczka, psychodietetyczka, promotorka "Pozytywnego odchudzania", autorka bestsellerów: książki "Bez liczenia i ważenia" oraz Diet z marketów.

Komentarze

Komentuj jako gość:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

lub
  • Brałabym ten tyłek, hue hue hue 😀

    • Ja tu o poważnych rzeczach a ty mi z tyłkiem wyjeżdżasz!

      Ten, no. Dzięki czy coś 😉

  • Ja brałabym ten rzekomo odstający brzuch z nastoletnich zdjęć. Mam nadzieję, że kiedyś się takiego dorobię 🙂

  • Dziękuję Ci 🙂

  • Pierwsza myśl- zajebista laska!

    Kolejne zdjecie- Jessu jaki tyłek☺☺☺

    Waże 49kg, trenuje 6dni w tygodniu. Nigdy nie byłam zadowolona ze swojego ciała…

    • To nie pozostaje nic innego, jak spojrzeć na swoje zdjęcia tym samym wzrokiem, co teraz na moje :). Postaraj się odrzucić wszelkie złośliwości i podwyższoną poprzeczkę, którą zazwyczaj stosujesz wobec siebie samej. Nic się nie zmieni na zawołanie, ale może właśnie teraz jest moment, w którym rozpoznie się zmiana Twojego nastawienia do siebie?

  • Monia, wspaniały artykuł, biorę go sobie mocno do serca! czas wreszcie zmienić swoje podejście 🙂

    • Wiadomo – taka zmiana nie zachodzi zdnia na dzień i pod wpływem jednego wpisu na blogasku 🙂 ale dobrze, że ziarno zostało zasiane, mam nadzieję, że teraz zaczniesz lepiej myśleć o sobie na co dzień. Daj znać za jakiś czas co się zmieniło.

  • Ja nigdy nie byłam tak szczupła… albo nie postrzegałam siebie jako szczupłą. Z okresu nastoletniego nie zachowały się prawie żadne zdjęcia. A już na pewno nie w bikini. Już wtedy miałaś piękne ramiona. Brzuch miałaś podobny do mojego więc rozumiem te obsesję na jego punkcie. Ja uważałam się za najbardziej niekształtną osobę pod słońcem. Stanięcie bokiem do lutra kończyło się falą obelg dochodzących z mojej głowy. Wystająca klucha na brzuchu, płaskodupie. Do dziś z tym walczę bo wiem, jak funkcjonuję w dni, kiedy absolutnie się sobie podobam, a jak funkcjonuję, kiedy nie mogę na siebie patrzeć. Niestety na razie ta miłość jest bardzo warunkowa. Podobam się sobie pod warunkiem, że brzuch mi nie sterczy, pod warunkiem, że nie jestem opuchnięta, pod warunkiem, że jestem opalona, pod warunkiem, ze moje włosy ładnie się układają… I wszystkie te warunki są spełnione może kilka razy w roku. W chwili obecnej skupiam się mocno na swoim wewnętrznym dobrostanie, a jest to syzyfowa praca.

  • Pierwsza moja mysl- jak ty szczuplutka na tych zdjęciach! Brzuch super, nogi też! Reszty nie widać za bardzo.
    Z ciekawości ile masz wzrostu Monika, że ważąc 69kg ( i ćwicząc siłowo) wyglądasz super i w ogóle tych kg nie widać 🙂

    • Mam 171/172 cm wzrostu 🙂 Dziękuję!

  • Pierwsza myśl była taka, że wyglądałaś świetnie 🙂 Zgrabna, szczupła, atrakcyjna dziewczyna 🙂 A sama doskonale znam to ciągłe krytykowanie siebie. Czasem mój partner już nie może tego znieść mówiąc, że wyglądam świetnie i cały czas tylko szukam dziury w całym.

  • Pierwsze co zobaczyłam to fantastyczny brzuch w prawym górnym rogu 😉 Temat doskonale znany, wiadomo. Dzięki za ten tekst!

  • Pierwsze co pomyslalam:
    O Boże! To zdjęcie w kostiumie jak Bridget Bardot!!!! Wg mnie ideał. I nie mogłam długo oczu oderwać 🙂

    • To samo pomyslalam – jak BB:)

  • Pierwsza myśl??? Szczerze??? Mega laska!!

  • Patrząc na Twoje zdjęcia „z młodości” powiedziałabym Ci: puknij się w głowę dziewczyno jeśli uważałaś, że źle wtedy wyglądałaś. Klucha na brzuchu?!!!! Matko, za taką „kluchę” niejedna dałaby się pokroić:) Faktycznie każda z nas w swoich zdjęciach widzi wszystko co najgorsze, ale jakby zapytać kogoś postronnego to na bank nie zauważyłby tego co nam nie pasuje.

    • I właśnie o tym musimy myśleć – ja, Ty i wszystkie babeczki <3 Żebyśmy doceniały siebie tu i teraz, a nie po latach, gdy przejrzymy na oczy 🙂

  • Ja już wypowiedziałam się na temat tekstu na FB ale postanowiłam napisać także tutaj bo być może wśród czytelniczek trafi się osoba taka jak ja.
    Naprawdę zazdroszczę ludziom z nadwagą, bo mogą zawsze coś z tym zrobić- nie ma zamkniętych drzwi. Ja jestem szczupła -60 kg/180 cm to nawet za mało jak na taki wzrost ale nie to spędza mi sen z powiek.
    Mam skrzywiony kręgosłup i garb (nienawidzę tego słowa), nad którym nie da się już nic wypracować, klamka zapadła, diagnoza wydana.
    Nie umiem tego zaakceptować i pewnie nie zaakceptuję nigdy. Słowa „wyprostuj się” albo „nie garb się” wywołują u mnie stan agresji o nadprzyrodzonej mocy i tylko resztkami sił powstrzymuję się żeby takiej osoby nie zabić. Bo ja nie mogę się wyprostować, nie mogę się nie garbić. Mam ochotę krzyknąć wtedy „jak ja bardzo chciałabym się wyprostować ale nie mogę”- powoduje to u mnie ogromny ból. Bardzo często w miejscach publicznych siadam gdzie mogę co spotyka się często z krytyką bo „młoda, mogłaby postać/ustąpić/nie opierać się..” a ja po prostu nie mogę, stanie dłuższe niż godzinę powoduje ból. Nie dla mnie maratony po sklepach, nie dla mnie wycieczki piesze, nie dla mnie noszenie zakupów tudzież innych rzeczy dłużej niż pół godzin. Nie dość że boli ciało, to boli też dusza, boli to jak ludzie na Ciebie patrzą, boli to że suknia ślubna nie będzie wyglądała tak świetnie jak prezentuje się na manekinie, boli to, że nie mogę nic z tym zrobić.

    Dzięki że na Twoim blogu można się wyżalić, przynajmniej przez chwilę będzie bolało trochę mniej 😉

    • Marta, nie napiszę Ci „nie przejmuj się”, bo takie gadanie nic nie daje. Rozumiem Twoją złość i rozumiem Twój żal – może właśnie czas zacząć sobie na niego pozwalać i nie gryźć się w język, a komunikować jasno swoje emocje każdemu, kto w jakiś sposób rani Cię takimi uwagami? Wiadomo, ze zmniejszoną dozą agresji 🙂 Ale to może podziałać na Ciebie oczyszczająco i dodatkowo zminimalizować liczbę takich komentarzy w przyszłości.

      • Ja nigdy nie gryzę się w język 😛
        Masz rację, wyrażanie emocji to trochę taki wentyl wewnętrznego bezpieczeństwa.

  • Ojeju to zdjęcia w bikini jest mega super!!! Wyglądasz na nim naprawdę genialnie!
    Też zastanawiam się ile Ty masz wzrostu skoro przy 69 kg wyglądasz teraz tak dobrze! Ja waże 6 kg mniej a ciągle mam kompleksy na punkcie swoich nóg, pupy i ud… Wiem, jak wazna jest samoakceptacja i że najpierw trzeba wszystko sobie poukładac w głowie, ale jest to bardzo trudne do zrealizowania jak widzę te wszystkie szczupłe dziewczyny, które we wszystkim wyglądają świetnie…. Walcze dalej 🙂

    • Mam 171/172 cm wzrostu, moja waga nie zmieniła się od bardzo dawna a za to sylwetka bardzo 🙂

  • Długo obserwowałam Twój blog z ukradła- dzisiaj po raz pierwszy zdecydowała się odezwać.
    Niesamowity wpis. Do mnie trafił celnie. Patrzyłam długo na Twoje zdjęcia z młodszych lat i myślałam: ojej, taka szczuplutka, takie chudziutkie ramionka, jaki ona ma problem, to co ja mam powiedzieć…?
    I widzisz, dotarło do mnie, że robiłam i robię to samo co Ty.
    Od ponad dziesięciu lat cierpię na zaburzenia odżywiania, tak samo długo odchudzalam się dietami cud, ciągłe wahania wagi, ciągłe jo-jo i głodówki i wieczny wstręt do siebie…
    Od stycznia odżywiam się zdrowo, biegam i ćwiczę, wszyscy mówią że wyglądam rewelacyjnie, schudłam i ciało jest jedrniejsze, ale ja wciąż w głowie dla siebie jestem gruba..
    Dziękuję za ten wpis.
    A teraz to wyglądasz wspaniale. Piękna pupa!! Pozdrawiam serdecznie.

    • Daga, tym bardziej polecam Ci próbe przeniesienia uwagi na realizacje swoich założeń i wytrwałość w postanowieniach, zamiast na efekty tych działań. To nie jest coś, co można zmienić z dnia na dzień, ale zdecydowanie warto mieć to z tyłu głowy. Korzyści ze zdrowego stylu życia jest dużo więcej, niż tylko jędrne ciało, płaski brzuch i fajny tyłek, na pewno się o tym przekonałaś :). Mam nadzieję, że z każdym miesiącem i biegiem lat będzie u Ciebie tylko lepiej i stopniowo budowana samoakceptacja pięknie się rozwinie.

  • To najpierw odpowiedź na pytanie z początku tekstu. Na fotkach widzę fajną, szczupłą nastolatkę o figurze, która jest marzeniem nie jednej kobiety.
    A teraz odnośnie tekstu. Racja, racja i jeszcze raz racja. Ja również długo dojrzewałam do samoakceptacji. Choć na szczęście nigdy nie stawałam przed lustrem i nie krzyczałam na siebie 'ty świnko!”, to jednak zawsze patrząc na szczuplejsze, wyższe, zgrabniejsze koleżanki czułam ukłucie żalu i zazdrości, że ja tak nie mam. Teraz już nie zwracam na to uwagi i robię swoje. Zdrowo się odżywiam i ćwiczę, by lepiej się czuć i na starość nie przesiadywać całymi dniami w kolejce do lekarza, bo za młodu się zapuściłam i doprowadziłam do szeregu chorób. Lepszy wygląd i mniej kg na wadze przyjdzie z czasem. Bo nie ma bata by wygląd ciała przy rzetelnej pracy się nie poprawił. Jesteś najlepszym tego przykładem. Na insta pisałam Ci, że nie widać tych 69 kg. Na oko maks 60 albo i mniej. Ale to tylko liczby. Ważne, że Ty czujesz się dobrze w swojej skórze i powoli dążysz do celu. Wytrwałości! Tego życzę Tobie, sobie i wszystkim czytelnikom i czytelniczkom Twojego bloga.

    • Piękne podejście, na pewno zaprocentuje w bliższej i dalszej przyszłości.

  • Jak dla mnie poradnik o niebo lepszy od wszystkiego co kiedykolwiek czytałam o motywacji! Jesteś niesamowita!!!!

  • Moje pierwsze wrazenie po obejrzanych fotkach – wtf czego Ty od siebie chcialas? Wygladalas bardzo spoko i w zasadzie twoj brzuch nie wygladal jak „po kanapkach i sokach”. Inna kwestia, ze duzo zalezy od budowy samego brzucha – jesli masz poziomy „przedzialek” na wysokosci pepka, to od pepka w dol zawsze bedzie „gorka” chyba, ze bedzie jakis super niski bf.

    Anyway jak juz zadalam sobie to pytanie czego od siebie chcialas, to zdalam sobie sprawe, ze jako nastolatka mialam tak samo. Jestem niska i krepa z natury, mam 100cm w klacie na szczuplosci i chocby „skaly sraly” nigdy nie bede wygladac smuklo (szczuplo owszem, smuklo, drobno – nie). Ale w tamtym czasie sobie ubzduralam, ze jesli zjade ponizej 50kg to w cudowny sposob mi biust zmaleje, miesnie znikna, kosci biodrowe zweza i bede wygladac jak moje kolezanki :d

    Otrzezwienie przyszlo po latach, gdy spotkalam swoj ideal (wysoka, drobna budowa ciala, malutki biust, waskie biodra) katujacy sie na silowni, by „wygladac bardziej kobieco”. Dopiero wtedy to do mnie dotarlo jakie to wszystko glupie xD

    • Z okresu nastoletniego mam nawet takie wspomnienia, w których jestem zszokowana, gdy ktoś mówił mi np. że „ładnie wyglądam” albo „schudłam” – byłam święcie przekonana, że to takie grzecznościowe gadanie, bo sama nie zauważałam u siebie żadnych zmian.

      Napisałam ten wpis, bo trafiłam na wklejone do niego zdjęcia w rodzinnym albumie. Patrzyłam na nie i zrobiło mi się siebie naprawdę szkoda, bo pewnie miałabym duzo więcej fajnych wspomnień, gdybym wtedy nie miała tylu kompleksów na temat wyglądu. I przy poznawaniu chłopaków na plaży nie siedziałabym do pasa w morzu ani nie opalałabym pleców przez kilka godzin 😀

      • 😀 Dokladnie tak. To jak juz dobijemy 40stki albo 50stki to wtedy dopiero bedzie 😀 akceptacja, samoswiadomosc i inne tego typu 😀 Ale taka prawda – jak czlowiek mlody, ma najlepsze cialo w swoim zyciu to ma tez najwieksze kompleksy. Troche pozniej szkoda, bo to od razu inna jakosc zycia jak nie masz kompleksow i nie przejmujesz sie tym co kto o tobie mysli 😀

      • Ciekawi mnie skąd te kompleksy się w nas brały gdy byłyśmy nastolatkami? Wpływ naszych mam, babć, cioć, niewłaściwych reklam czy gazet z modelkami lub może niewłaściwe koleżanki?
        Czy ja obecnie jako mama dziewczynki, która za kilkanaście lat będzie nastolatką, mogę coś zrobić, by córcia nie rozwinęła w sobie kompleksów odnośnie wyglądu?

  • Cudownie napisane! <3 Dzięki korepetycjom z odchudzania naprawdę zaczęłam szanować samą siebie, tak naprawdę pierwszy raz w życiu, i jest to niesamowite. Powoli - ale pasuje mi to - uczę się darzyć swoje ciało miłością, na jakie zasługuje. I to dzięki Tobie! Dziękuję 😀 Odkąd przestałam od siebie tyle wymagać wszystko stało się... prostsze. Przyjemniejsze, często z lepszym efektem.

    • Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że to napisałaś <3 Od pierwszej edycji minęło już pół roku, a efekty nadal dają o sobie znać - to nawet więcej, niż mogłabym sobie życzyć 🙂

  • Co pomyślałam patrząc na te zdjęcia? Fajny brzuch 😀 lekko umięśniony, sylwetka wysportowana, umięśnione ręce, mocne nogi, żeby te wszystkie mięśnie unieść 🙂
    Fajna sylwetka w typie Natural (wg klasyfikacji Davida Kibbe, a na naszym podwórku Greta Kredka super o tym mówi, polecam jej blog, można się polubić i pobawić modą getthelook.pl).

  • Przepiękne zdjęcie! 🙂

    • Wszystkie ładne, ale mój super zachwyt z tego pierwszego 🙂

  • oj trudno siebie polubić. Ale jak to mówią, żaden wróg Ci niestraszny, jeśli nie masz go w sobie 🙂

  • Super dziewczyna, mądra rozsądna i inteligentna 😉 Wzorowo, idealnie i proporcjonalnie zbudowana ! Mam nadzieję, że Twój blog sprawi że takich perełek będzie więcej ;))) tak 3maj !!!!

  • Fajnie piszesz, motywuje się już od jakiegoś czasu ale nie wychodzi.. może w tym miejscu napędza się pozytywnie do działania. Świetnie się Ciebie czyta!;)

  • Czy możesz polecić jakieś książki właśnie o samoakceptacji? Ps. Świetny artykuł, miło sie czyta. 🙂

  • Pierwsza myśl: zwariowana nastolatka i ekstra laska 🙂

  • Pierwsza myśl: ale laska! 😀

  • Co pomyślałam o tobie sprzed lat? Kurde ale laska! A na jednym z tych zdjęć to nawet widze rysujace się mięśnie na brzuchu więc nie wiem co ty od niego chciałaś :p
    Pozostałe myśli po przeczytaniu artykułu:
    1) aktualnie masz bardzo seksowną wagę 😀
    2) niezmiernie cieszy mnie do tych wniosków doszłaś będą 5 lat młodsza niż gdy mi się to udało – serio, tyle czasu „zarobiłaś” skoro już nie użalasz i nie pastwisz się nad sobą 🙂
    3) Im mniej rzeczy robię na siłę, tym więcej mam siły na robienie rzeczy – najważniejsza myśl przewodnią w życiu, jaką powinniśmy mieć. No nic na siłę. Paradoksalnie – im mniej chcemy, tym bardziej się udaje 😉

  • Ha! również bardzo długo walczyłam z takim podejściem do życia, do świata, do siebie.. na szczęście jestem już na dobrej drodze i z każdym dniem akceptuje siebie bardziej. Co więcej odchudzanie nie jest już moim całym światem bo wiem, że niezależnie czy z tyłkiem 90 czy 100 mam tyle samo mądrych rzeczy do powiedzenia a jeszcze więcej fajnych do zrobienia. Teraz skupiam się na zdrowym życiu, przede wszystkim na zdrowiu i na tym aby tak pozostało. Fajnie, że pokazujesz swoją przemianę fizyczną i mentalną – myślę, że wiele osób tego potrzebuje i wiele z tego dla siebie wyniesie. Miłego dnia i do następnego! 🙂

  • Pierwsza myśl po obejrzeniu zdjęć: super! chciałabym tak wyglądać. Marzenie. Waga 69? Cudowna i wspaniała!
    Nie dojrzałam do samoakceptacji i nigdy nie dojrzeję. Nienawidzę swojego cielska. Nie poznaję swojego odbicia w lustrze. Późno zdiagnozowane hashi i niedoczynność tarczycy+wczesna menopauza+własne grzechy żywieniowe uczyniły ze mnie potwora. Cały czas walczę, ale nie widzę sensu, bo efekty mizerne. Przepraszam za ten ponury wpis wśród innych – optymistycznych. Ale taka jest prawda. Pozdrawiam.

    • Miałaś (masz) kiedykolwiek możliwość rozmowy z psychoterapeutą?

      • Tak, kiedyś spotkałam się z psychoterapeutką. Powiedziała, że trzeba siebie akceptować taką, jaką się jest, przecież tyle w sobie pięknych rzeczy można znaleźć. Następnie przyjrzała mi się wnikliwie i powiedziała: „Na przykład ma pani ładne brwi”. Brwi! Chyba nie trafiłam pod właściwy adres… Teraz, gdy to piszę, wydaje mi się to nawet śmieszne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Brwi!…

  • Cudownie napisane! <3 Dzięki korepetycjom z odchudzania naprawdę zaczęłam szanować samą siebie, tak naprawdę pierwszy raz w życiu, i jest to niesamowite. Powoli – ale pasuje mi to – uczę się darzyć swoje ciało miłością, na jakie zasługuje. I to dzięki Tobie! Dziękuję 😀 Odkąd przestałam od siebie tyle wymagać wszystko stało się… prostsze. Przyjemniejsze, często z lepszym efektem.

    • Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że to napisałaś <3 Od pierwszej edycji minęło już pół roku, a efekty nadal dają o sobie znać – to nawet więcej, niż mogłabym sobie życzyć 🙂